A oglądałeś "Rewizora" z 2014?
Tytułowym bohaterem Gogolowskiej sztuki jest człowiek, który przyjeżdża do prowincjonalnej mieściny z zamiarem przeprowadzenia urzędniczej kontroli. Tak się przynajmniej wszystkim wydaje… Gogol nie wyjawia nam od razu, z kim mają do czynienia mieszkańcy miasteczka, chociaż szybciej jesteśmy w stanie domyślić się prawdy, niż owi zaściankowi ćwierćinteligenci i karierowicze, prześcigający się w bezgranicznym serwilizmie. Czego my nie widzimy w tym widowisku! Bohaterowie komedii bez wahania pożyczają rewizorowi setki rubli, w przypadku których słowo „pożyczenie” trzeba raczej zaznaczyć cudzysłowem. Postać tytułowa chętnie korzysta z szerokiej gamy przywilejów, które zapewnia mu miejscowa „śmietanka”, okazuje się poza tym, że pobyt w tej okolicy może wzbogacić go nie tylko materialnie, ale i emocjonalnie, nadarza się przecież okazja do zawarcia bliższej znajomości z tutejszymi kobietami z wysoko postawionej (według lokalnych standardów) rodziny. Ale to, co uderza najbardziej, to moim zdaniem zawiść, nielojalność i obmowa, które przejawiają ci drobnomieszczanie – w przyjeździe rewizora znajdują oni sposobność do tego, by podjąć próbę zaszkodzenia swoim znienawidzonym sąsiadom, ci również chcą się zemścić i tak nakręca się ta spirala straszliwej niechęci, a widz przestaje się śmiać, a zaczyna być przerażony tym, że przecież świat rzeczywisty wydaje się być jeszcze mniej kryształowy niż to, co dane mu było zobaczyć w utworze sprzed dwustu lat…
Jerzy Stuhr przedstawił tę historię, umieszczając ją w trudnym do jednoznacznego zdefiniowania okresie czasowym, który można określić jako XIX-wieczny kostium z lekką domieszką współczesności. Dało to ciekawy efekt w postaci zaznaczeniu ponadczasowości sztuki oraz podkreślenia wewnętrznej pustki bohaterów, którzy dbają tylko o wygląd zewnętrzny, a nie zasady moralne czy zwykłą ludzką przyzwoitość. W tej stylizacji zawarta została też niezbyt pochlebna i pesymistyczna w swej istocie refleksja, że postęp technologiczny nie idzie w parze z poprawą obyczajów czy sposobu myślenia. Świat przedstawiony w adaptacji Stuhra sprawia wrażenie pięknego, eleganckiego, wytwornego – bohaterowie chodzą ubrani w ładne garnitury i suknie, urządzają sobie przejażdżki konnym powozem po ulicach miasta, a ich włosy są starannie zaczesane i ostrzyżone. Na tym tle wyróżnia się postać tytułowego rewizora, który wygląda jak „bon vivant” i dandysik (żeby nie rzec – hipster!) paradujący w kapeluszu, krzykliwym krawacie, rozpiętą marynarką i długimi, rudymi, kręconymi włosami. Bohaterowie komedii powinni mieć go za zwykłego przybłędę, lecz nie są w stanie stwierdzić, czy jest on nim w istocie, wiedzą bowiem tylko tyle, że wizytujący rewizor miał przybyć „in cognito”. Kontrast ten jest widoczny np. podczas obecności rewizora w rezydencji z suto zaprawionymi stołami i meblami najwyższej jakości. W interpretacji Stuhra rewizor jawi się nam jako ktoś naturalny i żywiołowy, i siłą rzeczy nasza sympatię jesteśmy skłonni kierować na niego, niż na pozostałych bohaterów, którzy tworzą festiwal niesłychanej hipokryzji i zakłamania…
W roli tytułowej obsadzono debiutującego wówczas Adama Serowańca i był to bardzo dobry wybór, bowiem dzięki grze tego młodego aktora możemy zobaczyć postać człowieka wyraźnie zadowolonego z zaistniałej sytuacji i z wielką chęcią czerpiącego z niej korzyści, aczkolwiek nie pozbawionego poczucia lekkiego w niej zagubienia. Jego filmografia jest na razie niewielka i niestety obejmuje ona średnio udany „Smoleńsk”, gdzie zagrał dziennikarza TVM. Mam jednak nadzieję, że z biegiem lat znajdzie bardziej interesujące propozycje, podobnie jak także debiutująca wtedy Nina Minor, wcielająca się tu w córkę Horodniczego świadomą swojej urody i interesującą się względami rewizora. Samego Horodniczego i jego żonę zagrali natomiast Jerzy Stuhr i Agata Kulesza, którym udało się stworzyć zabawne w swej ułomności, chociaż w gruncie rzeczy ludzkie postacie drobnomieszczan pragnących wyzyskać dla siebie jak najwięcej. Na drugim planie błyszczą także dwaj Piotrowie Iwanowicze, których odtworzyli Zbigniew Zamachowski i Grzegorz Mielczarek grający niezbyt lotnych sensatów nieświadomych wagi swej poważnej pomyłki.
Podsumowując, adaptacja Jerzego Stuhra jest godną uwagi propozycją nie tylko dla tych, którzy są miłośnikami klasyki literatury rosyjskiej, ale i tych, którzy chętnie obejrzeliby celną i znakomicie wykonaną satyrę międzyludzkich relacji…
|