W "Nie" Nr 4 (22 – 28 I 2021) ukazała się recenzja serialu pióra Jerzego Urbana. Wyjątkowo złośliwa i zarazem egocentryczna, nawet jak na Urbana. Oto obszerne fragmenty (wytłuszczenia moje):
"Oglądam serial "Osiecka", chociaż nie jest wart moich oczu. Odstręcza sama aktorka. Piękną kobietę gra osoba tak końskiej urody, że tylko czekam, kiedy Osiecka zarży. [ . . . ] W towarzystwie Osiecka zachłannie przodowała w rozmowach. W tym celu przygotowywała opowieść koniecznie z pointą. W późnym stadium opilstwa jednak przez cały wieczór powtarzała jedno jakieś zdanie w kółko. Było to dla mnie torturą nie do wytrzymania. Po śmierci Agnieszki znowu mogę obcować z nią towarzysko jak Kaczyński z Przyłębską. [ . . . ] Na Osiecką gapić się zacząłem w trakcie wspólnych wykładów na studiach dziennikarstwa. Na Uniwersytecie Warszawskim ten fakultet przeznaczony był dla potomków robotników i małorolnych chłopów, wśród dziewczyn przeważał więc typ urody pszenno-buracznej. Na tym tle tym bardziej uwypuklał się widok Osieckiej czy nawet Hanny Krall. [ . . . ] Wojtka Frykowskiego, pierwszego męża Osieckiej, poznałem w Łodzi wcześniej niż ona. Biesiadowałem z braćmi Frykowskimi w "Sali Malinowej" Grand Hotelu. Wojtek poniżył kelnera, rzucając mu na podłogę banknot pięćsetzłotowy jako napiwek. Gdy 20 lat później zabiła go w Kalifornii banda Mansona, uznałem to za słuszną karę za chamską wielkopańskość. Jednym zasłużyłem się Osieckiej. W latach sześćdziesiątych pierwszy napisałem, że ona nie jest żadną tam tekściarą piosenek, jak ją nazywano, tylko wybitną poetką. Może nie sięgała wyżyn Szymborskiej, ale przerastała Mickiewicza, bo jej poezja nie jest tak koturnowa i manieryczna jak wieszcza. [ . . .] Pamiętam wspólne pijaństwo z nią i Marylą Rodowicz w bułgarskich Złotych Piaskach, ówczesnej riwierze socjalistycznej. W trakcie biesiady jechaliśmy wspólnie konnym powozem do knajpy urządzonej w wyciągniętym na brzeg wraku wielkiego żaglowca udającego statek piratów z odpowiednio poprzebieraną orkiestrą i obsługą. W trakcie tej jazdy idący na swe kolacje reprezentanci obozu pokoju i sprawiedliwości społecznej oklaskiwali nasz pojazd, machali przyjaźnie i krzyczeli: "Polska bułeczka". Powodem aplauzu nie była nierozpoznawalna dla sojuszniczych rzesz Agnieszka, tylko Maryla objeżdżająca z koncertami kraje socjalistyczne. [ . . .] Ulubioną przez Osiecką kompozytorkę jej piosenek, Katarzynę Gaertner, też poznałem wcześniej niż Osiecka. [ . . . ] Jej matka pracowała gdzieś na prowincji jako kontrolerka. Ponieważ nie brała łapówek, personel knajp i barów oskarżył panią matkę o przestępstwo gospodarcze. Mianowicie o zabierane ze sobą na obiady do lokali męża emeryta i dzielenie się z nim służbowymi posiłkami. Cała miejscowa gastronomia przyszła na jej proces i wyrok skazujący powitała burzą oklasków. [ . . . ] Nie ma to nic wspólnego z Osiecką, ale podmalowuje klimat epoki. Lata później nastał związek mojego przyjaciela z "Polityki" Passenta z Agnieszką Osiecką. Tego przystojniaka gra w serialu aktor o mordzie przypominającej karykatury Żydów z hitlerowskich wydawnictw. Daniel Passent może rzeczywiście nie jest Aryjczykiem, ale nie aż do tego stopnia jak na ekranie TV. Moja druga żona i ja sąsiadowaliśmy z Passentami na Żoliborzu, którego jeszcze nie cechowali tak obrzydliwi mieszkańcy jak teraz. Osiecka i moja matrymonialna pomyłka przyjaźniły się naprawdę. Przed Żoliborzem para Daniel i Agnieszka mieszkali pod Warszawą. Urządzili tam garden party z okazji nadania miana złotej płyty "Małgoście" napisanej przez Osiecką a śpiewanej przez Rodowicz, na szczęście nie na odwrót. Maryla przybyła swoim sensacyjnym wtedy porsche, przywożąc w prezencie żywego prosiaka. Trzymałem go za tylne nogi do wspólnego zdjęcia gości. Prosiak, dowodząc, że jest świnią, wysrał mi się na twarz. Ukarano go za to, piekąc. Próżno w serialu szukać tak uciesznych scen, jak i pięknie komponowanych monologów Osieckiej, [ . . . ]. [ . . . ] Osiecka przestała na jakiś czas być dla mnie łaskawa za sprawą afery w STS. Jej kochankiem był wtedy poeta Witek Dąbrowski, naczelny redaktor dwutygodnika "Współczesność". Napisał on song "Towarzysze, czy w waszej krwi nie za mało czerwonych ciałek" i śpiewał go, krocząc w STS po scenie na czele całego zespołu zamienionego w chór marszowy. Po premierze napisałem w "Po prostu" szyderczy tekst o tym songu, że czerwonych ciałek mamy już po dziurki w nosie. Cały STS się obraził na mnie, z Dąbrowskim na czele i jego przyjaciółką włącznie. [ . . . ] Oglądamy w "Osieckiej" szybki przemarsz jej kochanków, jak gdyby to dzieło TVP było ilustracją gościnności pochwy Agnieszki. W mieszkaniu matki Osieckiej poetka miała duże biurko pokryte szkłem. Pod nim małe zdjęcia jej samców bardzo stłoczonych. Oglądając tę wystawę, nie przypuszczałem, że patrzę na scenariusz przyszłego serialu o Osieckiej. [ . . .] Swoją drogą, jeżeli TVP spieprzyła Agnieszkę Osiecką, będącą samograjem, to dowód, że wszystko potrafi zepsuć. Cokolwiek Kurski położy na szkle ekranu, to leży i kwiczy.
[przedruk: Angora nr 5 (31 I 2021), s. 7]
|