Mam do tego serialu niebywałą słabość, bo przez niego zaczęła się moja afirmacja Fettinga. Wtedy już czołowe miejsca w moich uwielbianiach aktorskich zajmowali Pawlik, Karewicz i Voit. I tu nagle powtórka "Czarnych chmur". Mogę obejrzeć to po raz pierwszy w życiu. O udziale Karewicza oraz Voita wiedziałem z mojej pierwszej książki poświęconej filmowi polskiemu, mianowicie "Film polski od A do Z". Tymczasem tygodnik Antena wśród wielu nazwisk w zajawce przed pierwszym odcinkiem zapowiadał Bronisława Pawlika. Jak się później okazało, gazeta ta skorzystała z informacji o filmie z "Filmowego serwisu prasowego", w którym w pierwotnej obsadzie podawano Pawlika jako Błazowskiego (czyli w efekcie końcowym Cezarego Julskiego) oraz Jerzego Zelnika - Andrzeja Tarłowskiego. No więc, Pawlika się nie doczekałem, Karewicz i Voit w epizodach, pierwszy pojawia się dopiero w odcinku 6, drugi w siódmym. A tu tymczasem zorientowałem się, że nie czekam na "swoich aktorów" już tak mocno bo najpierw zachwycił mnie Zakrzeński, a potem Fetting przebijając pierwszego w trzystakroć. Nigdy też nie lubiłem odcinka trzeciego, po prostu dlatego że był pozbawiony margrabiego Ansbacha. Edmund Fetting stworzył niezwykle wyrazistą rolę, ośmielę się stwierdzić, że gdyby to był film kinowy pewnie nie obyłoby się bez jakiejś nagrody. Zaraz za nim Mariusz Dmochowski, którego Sobieski w "Czarnych chmurach" był właśnie najbardziej charyzmatyczny. Uwielbiam scenę, kiedy po śmierci Hollsteina Ansbach jedzie do dworu Sobieskiego, by pozornie załagodzić lód, i jego dyplomatyczna rozmowa z Sobieskim podczas której dyskurs prowadzą dwaj wytrawni gracze nieodmiennie wzbudza zachwyt. Na drugim planie zwróciłem głównie uwagę na nieśmiertelny duet Cezary Julski - Józef Nalberczak jako dwóch szlachciurów (z uwzględnieniem głównie tego pierwszego "i o to chodzi i o to chodzi" czy też "ja go bukłaczkiem a on Wilcze Doły"), Olgę Bielską (zażywna ciotka Agata), Jerzego Przybylskiego oraz Saturnina Żórawskiego (mniej ważni dla scenariusza dyplomaci elektorscy) a także Tadeusza Białoszczyńskiego (znakomicie pański chorąży Odrowąż). Zazwyczaj w takich produkcjach pierwszy plan bohaterów romansowych skazany jest na zagładę. Jednak Pietraszak się jeszcze jakoś broni, Starosteckiej to nie wychodzi. Znakomity powiew energii wrzucają za to ich powiernicy, w świetnym wykonaniu Anny Seniuk i Ryszarda Pietruskiego. No i masa epizodów. Wspomniani Karewicz i Voit, ale także Opaliński, Kęstowicz, Turek, Pieracki, Młodnicki z głosem Szalawskiego, Pietraszkiewicz, Sewruk. Olbrzymią sympatię wzbudził u mnie Jerzy Matałowski, a Jerzego Nowaka mimowolnie nie znoszę do dziś ;) Do tego wspaniała muzyka. Dziw bierze, ale największy zachwyt u mnie wzbudzają melodie nie z filmów ale z seriali. A mianowicie "Stawka większa niż życie", "Kolumbowie", "Dom" i na pierwszym miejscu ex aeqeuo "Czarne chmury" z "Polskimi drogami". Rzadko, po latach, wracam do tego serialu (tu się zgadzam z przedmówcami, że to jednak pozycja dla dojrzalszego nastolatka) ale z każdej takiej wyprawy zawsze jestem usatysfakcjonowany.
_________________ "O, niech mnie diabli obedrą ze skóry"
|