Niedawno wróciłem z kina. Jak zwykle nie czytałem wcześniej Waszych opinii, więc teraz wyrażę swoją, a ewentualnie potem odniosę się do tego, co napisaliście.
Co do jednego nie mam wątpliwości: "Kamerdyner" to najlepszy film Bajona od wielu lat, może nawet od czasów "Magnata". Historia zapętlenia niemiecko-polsko-kaszubskiego opowiedziana jest wartko, z rozmachem, oddechem, dobrze wyreżyserowana i zmontowana, seans blisko dwu i pół godzinny, ale absolutnie się nie dłuży. Zwracają uwagę zdjęcia, zarówno ujęcia dynamiczne jak i szerokie panoramy, czuć klimat
fin de siecle'u rodem z Viscontiego czy "Magnata" oczywiście - widac, że Bajon dobrze czuje się w tym kostiumie. Nagrodzona w Gdyni muzyka Komasy-Łazarkiewicza jest ładna, ale jak dla mnie trochę zbyt ilustracyjna i raczje na długo jej nie zapamiętam.
Aktorstwo... Woronowicz wyrazisty i przekonujący, stworzył bardzo ciekawą i wbrew pozorom zniuansowaną i złożoną postać. Gajos dobry, choć akurat do jego najwybitniejszych osiągnięć aktorskich "Króla Kaszubów" bym nie zaliczył. Podobała mi się Anna Radwan, która zawsze była wysokiej klasy aktorką, ale w kinie rzadko dostawała duże role. Poza wszystkim Radwan w piękny sposób się starzeje, czego akurat po jej bohaterce nie widać, gdyż przez całe kilkadziesiąt lat akcji filmu wygląda w zasadzie tak samo... Młodsi aktorzy nie są tak silnym punktem filmu: Sabat demoniczny, Fabijański jak zwykle trochę mało wyrazisty, kreacja Zydek też do historii naszego kina pewnie nie przejdzie.
Ważne, że Bajon zrobił taki film, bo historia Kaszubów, ich dramat i fakt, że tak naprawdę byli obcy i dziwni dla wszystkich, to temat, który dotąd był bardzo słabo obecny w polskiej kinematografii. Zapętlenie narodowościowe, które obserwujemy w "Kamerdynerze" jest niezwykle charakterystyczne dla naszych dziejów, pełno tu komplikacji, niejednoznaczności, skomplikowanych powiązań i zależności. Film jest przeznaczony głównie na rynek polski, ale myślę, że gdy jakiś zagraniczny widz go obejrzy, to będzie miał spore problemy, by się w tym wszystkim połapać.
Wad film nieco niestety ma. Do najistotniejszych zaliczyć muszę fakt, że niemieccy bohaterowie mówią w nim po polsku. Wiem i rozumiem, że o wiele trudniej byłoby zaangażować niemieckich aktorów czy też kazać polskim mówić po niemiecku, ale muszę przyznać, że ten nieskazitelny polski pomorskich Niemców trochę mi przeszkadzał i powodował, że odczuwałem do bohaterów większy dystans, niżbym chciał i ich losy aż tak bardzo mnie nie poruszały. Skoro Kaszubi mogli mówić u Bajona po kaszubsku, to i Niemcy mogliby po niemiecku, a tak mamy polski
lingua franca jak w "Stawce większej niż życie"...
Dialogi ogólnie dobre, ale momentami coś mi zgrzytało i szeleściło, czułem lekką i nie do końca potrzebną deklaratywność czy dydaktyczność, choćby w scenie rozmowy o młodym Hitlerze czy wtedy, gdy hrabia von Krauss mówi o końcu świata. Z kolei wstrząsająca sama w sobie
.
Arcydzieła Bajon nie stworzył, ale "Kamerdyner" to naprawdę solidna robota. Chce się myśleć o tym filmie, o jego wadach i zaletach, bo pokazuje kawał niełatwej historii, która połączyła i podzieliła jednocześnie Polaków, Niemców i Kaszubów. Daję 7/10, bo ocena niższa byłaby w moim odczuciu jednak krzywdząca, natomiast na coś więcej niż "siódemka" "Kamerdyner" ma jednak trochę za mało argumentów.
Tym razem film zobaczyłem w multipleksie, bo studyjny "Pionier" tłucze głównie "Kler" i nie miałem wielkiego pola manewru. Na sali może ze dwadzieścia osób, ale to zrozumiałe, bo środek tygodnia no i "Kamerdyner" jest już jakiś czas grany. natomiast na odbywające sie równolegle w tym samym kinie seanse filmu Smarzowskiego waliły tłumy.
Dopisane:Holt, Sebastian, przeczytałem teraz Wasze recenzje i widzę, że w bardzo wielu punktach się zgadzamy.
Dodam jeszcze, że też miałem skojarzenia z Orzechowskim i Hopkinsem z "Okruchów dnia", Sabatem-Bergerem, no i również zupełnie nie czułem tego płomiennego uczucia pomiędzy Matim i Maritą - albo aktorzy nie umieli tego wyraziście i prawdziwie pokazać, albo nie pozwolił im na to scenariusz. Pewnie oba te elementy złożyły się na mało wiarygodny psychologicznie efekt końcowy.
Holt - Fabijański i Zydek. Marita była Niemką, nie Żydówką.