Obejrzałem dzisiaj film i ja, w stosunkowo nieźle zapełnionej widzami sali, jak na pierwszy seans w niedzielę.
Film przyjąłem w sumie pozytywnie, choć miałem spore obawy, czy formuła kina Koterskiego się już trochę nie zużywa. Ale jednak nie. A jeśli, to wraz ze mną.
Mówi się pół żartem, że to niedobrze, kiedy widz odnajduje siebie w filmie Koterskiego, być może
ja zobaczyłem trochę że swojej szkoły, jaką miałem okazję odwiedzać.
Zatrudnienie dorosłych do roli dzieci to nie jest jakaś absolutna nowość, podobnym chwytem posłużono się przy inscenizacji krakowskiej teatralnej wersji Ferdydurke dla Teatru Telewizji. Nie bez powodu przywołuje ten przykład, bo film Koterskiego jest wg mnie mocno gombrowiczowski w swojej wymowie, a przyjęta forma tylko to podkreśla. Nawet niektóre postaci się nieco z Ferdydurke kojarzą, Dorociński np odgrywa rolę mocno kopyrdowską w swojej zawartości.
Aktorzy naprawdę nieźle wyłapali intencje reżysera i w większości fajnie powskakiwali w swoje skóry. Jeśli miałbym tu kogoś szczególnie wyróżnić, to podkreślił bym świetną grę Andrzeja Mastalerza, a zwłaszcza Gabrieli Muskały - rewelacyjnie gra kzztuszaca się w pośpiechu wykutymi na pamięć słowami prymuskę; kiedy na nią patrzę, mam przed oczami pewną koleżankę z liceum... Obawiałem się o młodego Koterskiego i oczywiście - nie zagrał w pełni profesjonalnie jak inni aktorzy, ale to nawet dobrze robi jego postaci i całemu filmowi, ten jego powiew amatorstwa ma swojej uzasadnienie psychologiczne...
Wśród rodziców wyroznię Joannę Kulig. Napisałem w innym wątku, że jej gra jest mocno jednostajna - tutaj dostajemy od niej kilka minut wybuchu wulkanu i iskier z oczu (słowo daję, że widziałem iskry!
), wygląda to znakomicie. No i sam pomysł ze gra ona mamę Katarzyny Figury jest chyba niewielkim żarcikiem że strony reżysera.
Nie mogę się natomiast zgodzić z Chojrakiem co do obecności echa Niziurskiego w tym filmie. Mam wrażenie, że jest dokładnie odwrotnie. U Niziurskiego mieliśmy często pokazane, jak duże indywidualności wysmykują się szkolnej machinie edukacyjnej, uczą się na własną rękę innych rzeczy, mają szerokie zainteresowania. Zyzio Gnacki, Cymeon Maksymalny, Gustek Cykorz, Żaba - to są ludzie niezwykle błyskotliwi i oczytani. Tutaj Koterski pokazuje szkołę jako prasę hydrauliczną, to jest raczej obraz z tekstów Rogera Watersa - szkolna machina niszczy jednostki i zamienia je w infantylną intelektualnie masę - z indywidualnymi odczuciami i problemami, owszem, ale w gruncie rzeczy masę zdezintelektualizowaną. Właśnie z taką gombrowiczowska gębą.
I nie mogę się zgodzić z Sebastianem co do tego, że scena powrotu Porankowskiej do domu to zgrzyt. Zdziwiłbyś się, ilu takich ojców kręci się po Polsce.
No i zakończenie. Zgadzam się z Sebastianem. W filmie, który swoją wymową walczy z łopatologią, prymitywizowaniem i narzucaniem topornych wzorców - jako finał dostajemy coś, co mógłby nakręcić filmowy Adaś Miauczynski w przerwach w pracy nad inscenizacja fragmentu "W pustyni i w puszczy" (pyszne są notabene te sceny w filmie)
Recytowanie sloganów przez Bohosiewicz nawet przeplatane k***ami zgrzyta jak szkło w zębach. Skłaniam się do wersji Chojraka - puste boisko uderzyłoby w widza bardziej. Tak jakby reżyserowi zabrakło wiary w swojego odbiorcę AD 2018.
Daje filmowi 7,5/10, obcinam notę za ten nieszczęsny finał. Ogromny plus za świetny pomysł z Krystyną Czubówną w pierwszej części filmu.