W serialu ,,Zielona miłość" Stanisław Jędryka jak w większości swoich filmów pochyla się nad młodymi ludźmi, w tym wypadku nad pokoleniem które wchodzi w dorosłość, ma przed sobą ważne wybory życiowe i poznaje miłość, która już może nieść za sobą poważniejsze konsekwencje, a jeszcze jest trochę jak w tytule...niedojrzała. Krążymy wraz z główną bohaterką pomiędzy szpitalem, a płocką plażą, mogąc wręcz poczuć ciepło tamtych lat, a momentami trafić na gabinety i usłyszeć o ważniejszych, na szczeblu wojewódzkim, problemach...
Przyjemnie popatrzeć na młodych aktorów, wtedy jeszcze na początku swej drogi, prawie niczym ich bohaterowie. Bohaterowie fajnie ubrani dodajmy, spodnie a 'la bojówki Pawła włożone w wysokie buty, żółty płaszczyk Sarny, która za kilka lat stanie się kozą
, choć pamiętajmy, że chodzi o młodzież z tymi lepiej usytuowanymi rodzicami...
Frycz już z tym swoim charakterystycznym ruchem ciała, a Pieczyński mnie nie raził, tym bardziej, że grał wyimaginowanego przyjaciela głównej bohaterki, więc musiał być trochę niezwyczajny. Ciekawie na drugim planie, szczególnie "wesoła" sala szpitalna z Kłosińskim, Opanią i Kowalskim. Moją uwagę zwróciła też muzyka Andrzeja Korzyńskiego. Nie chodzi mi w tym wypadku efektowną, charakterystyczną dla kompozytora czołówkę, ale o odgłosy, dźwięki które słyszymy w scenach szpitalnych...