Serial faktycznie zapomniany, bardzo rzadko ktoś o nim mówi, pisze, wspomina. A jest całkiem niezły. Przyjęta konwencja, o której wspomniał MARAS, w sposób naturalny powoduje, że odcinki mocno się od siebie różnią, niektóre są słabsze, inne lepsze. Zgadzam się, że te z Wiśniewską i Rachwalską w rolach głównych należą do tych najlepszych, choć w drugim przypadku jest to głównie zasługa świetnych aktorów, bo sama fabuła trochę szeleści papierem. Za to jest Himilsbach w roli... a jakże, kamieniarza.
Do tych odcinków, które najbardziej mi się podobały, dodam jeszcze "Chorobę serca" z Ciepielewską.
Odniosłem wrażenie, że serial jakby się rozkręcał z upływem czasu i najsłabsze były odcinki początkowe (te z Łącz i Sosną-Sarno), a później "Białe tango" się rozkręciło. Za scenariusz odpowiada duet Maria Nurowska-Janusz Anderman, ale nigdzie nie mogę znaleźć informacji, czy wszystkie odcinki napisali wspólnie, czy też część jest autorstwa tylko jednego scenarzysty. Wcale bym się nie zdziwił, gdyby za te odcinki, które bardziej mi się podobały, odpowiadał Anderman, bo twórczość Nurowskiej zawsze wydawała mi się nieco podszyta kiczem.
"Białego tanga" nigdy wcześniej nie widziałem i obejrzałem w sumie z zainteresowaniem, bo jest to serial przyzwoity, choć nierówny i nie całkiem udany.
Warto jeszcze zwrócić uwagę na przewodni, wpadający w ucho motyw muzyczny Piotra Marczewskiego, będący intrygującą wariacją na temat tanga oczywiście.
Oddzielnie muszę odnieść się do odcinka zatytułowanego "Koncert". Jego bohaterowie są tak antypatyczni i odnoszą się do siebie w tak arogancki sposób, że oglądałem tę część serialu z rosnącym zakłopotaniem i niesmakiem - wywołała u mnie uczucie pewnego dysonansu i jakoś nie pasowała do całości, jakby ktoś wyjął fragment z zupełnie innego filmu, ponurej obyczajowej groteski, w której dodatkowo pobrzmiewa echo utworów Hłaski czy Iredyńskiego. Dziwadło.
Cytuj:
Swoją drogą zaciekawiło mnie dlaczego Kidawa nie zrobił np. 9 odcinka o tej strażniczce zakładowej, która przewijała się niemal w każdym z odcinków? Może nie chciał mierzyć się z mitem Kieślowskiego i jego "Z punktu widzenia nocnego portiera".
To prawda. Może wtedy pokazałby tę strażniczkę jako człowieka, bo w tych scenach, w których występuje, jawi się ona widzowi jako modelowy czy wręcz stereotypowy przykład peerelowskiego pracownika - nieprzyjaznego, niezbyt lotnego i sztywnego służbisty.