Wczoraj zakończyłem przegląd wszystkich pełnometrażowych filmów Nasfetera począwszy od "Małych dramatów". Moimi ulubionymi pozostają trzy pierwsze "dziecięce" dzieła Nasfetera: "Małe dramaty", "Kolorowe pończochy" i "Mój stary", utrzymane w klimacie końcówki lat 50. i bardziej bajkowe, jak to określił bodajże prof. Lubelski, od twórczości z lat 70. "Kolorowe pończochy" dodatkowych pochwał ode mnie chyba nie wymagają, gdyż zawsze wspominam je jako jeden z moich ulubionych filmów w ogóle. Dodam jeszcze tylko, że to także wspaniały film pod względem wizualnym, szczególnie nowela o Matyldzie z barwnymi zdjęciami Bogusława Lambacha. Bardzo dobre zdjęcia są również w świetnych "Małych dramatach", które bronią się także neorealistyczną poetyckością, podobnie zresztą jak nieco słabszy, ale nadal dobry "Mój stary" z Adolfem Dymszą.
Obejrzałem również po raz trzeci kryminał "Zbrodniarz i panna" i nie jestem nim niestety już tak zachwycony, jak za pierwszym razem. Wątek przemiany głównej bohaterki wypada jakoś mało przekonująco, tak jak niektóre elementy intrygi; wydaje mi się jednak, że dla kogoś, kto ogląda ten film po raz pierwszy, byłby on nadal atrakcyjny.
Trochę mniej udały się Nasfeterowi późniejsze filmy wojenne czy okołowojenne. Do dobrych można zaliczyć "Długą noc", dramat rozgrywający się w zimowej scenerii prowincjonalnej mieściny, z wyjątkowo ponurym zakończeniem, nawet jak na film o takiej tematyce; podobała mi się również "Niekochana", głównie ze względu na rolę Elżbiety Czyżewskiej, a także Włodzimierza Boruńskiego; scenariusz również za drugim obejrzeniem wydał mi się odrobinę nużący, choć losy bohaterki są niewątpliwie wzruszające, w szczególności końcówka filmu. Niestety pozostałe dwa filmy nie były tak udane: "Rannego w lesie" z niejasną narracją i dezorientującymi wstawkami retrospekcyjnymi można zobaczyć jedynie chyba dla debiutu (całkiem dobrego) Daniela Olbrychskiego; banalna ekranizacja Niziurskiego "Weekend z dziewczyną" zapowiadała się lepiej, ale ostateczny efekt, pomimo żywszej akcji niż w "Rannym...", pozostawia wiele do życzenia.
Po tych filmach Nasfeter powrócił do tematyki dziecięcej, tym razem jednak były to filmy z wyraźniej zarysowanymi sytuacjami dramatycznymi, a poza tym zaadresowane chyba przede wszystkim do młodszych widzów, choć oczywiście nie tylko. Mnie ten styl podobał się mniej niż ten z pierwszego okresu dziecięcego, ale i tak są to wszystko dobre i bardzo dobre filmy. Największą przyjemną niespodzianką była dla mnie niepozorna, ale ostatecznie wzruszająca "Moja wojna, moja miłość" z bardzo dobrą rolą Grażyny Michalskiej. Chyba najbardziej znane i cenione filmy Nasfetera - "Motyle" i "Abel, twój brat" - również nie zawodzą. "Nie będę cię kochać" przypomina klimatem "Motyle", choć oczywiście temat alkoholizmu sprawa, że atmosfera ta jest bardziej ponura. Ostatnia scena wchodzenia do wody przypomina nieco analogiczną scenę z "Kolorowych pończoch". Nieco słabsze, ale nadal warte zobaczenia, są "Ten okrutny, nikczemny chłopak" - dramat sądowy z doczepionym jakby trochę na siłę niesądowym zakończeniem - oraz "Królowa pszczół" z mało wyrazistą historią, za to ładna wizualnie.
Twórczość Nasfetera kończy niestety zupełnie nienasfeterowy film telewizyjny "Śnić we śnie" o relacji matki i córki (dorosłej). Jak na film telewizyjny jest niezły, ale nic wyjątkowego w nim chyba nie ma, a w związku z problemami z cenzurą przy realizacji tego filmu Nasfeter zniechęcił się do realizacji filmów w ogóle. To, co jednak udało mu się zrobić, jest zdecydowanie warte uwagi i popularyzacji.
|