Faktycznie, Bonaszewski dobry (już zresztą kiedyś grał Piłsudskiego), ale charakteryzacja nie najlepsza. Wyglądało to trochę tak, jakby grany przez Barcisia fryzjer niezbyt przyłożył się do pracy.
A sam spektakl? Niezły, choć nie rewelacyjny. Trochę za dużo rozmów sprawiających wrażenie, że toczą się między prorokami. Wiem, że Piłsudski był politykiem dalekowzrocznym i przenikliwym, ale bez przesady - w "Marszałku" mocno było czuć, że sztukę pisana była z perspektywy kogoś, kto doskonale znał losy Polski po śmierci Piłsudskiego. Trudno, żeby Tomczyk udawał, że ich nie zna, ale w sztuce nie powinno być to aż tak wyczuwalne.
Dobry Baka jako Sławek, wyrazisty Prystor Grabowskiego. Pozytywnie zaskoczył mnie Zakościelny, którego nie lubię, ale w roli adiutanta wypadł przekonująco. Czytałem kiedyś wspomnienia Lepeckiego o jego "adiutantowaniu" i mogę stwierdzić, że jego relacje z marszałkiem przedstawiono w spektaklu właśnie tak, jak to opisywał zafascynowany Piłsudskim Lepecki.
Warto zwrócić uwagę na gorzkie zakończenie, w którym przedstawiono dalsze, niewesołe w przeważającej większości, losy bohaterów dramatu. Czy potoczyłyby się lepiej, gdyby Piłsudski jednak zdecydował się na prewencyjną wojnę z Niemcami? Może i tak, ale gwarancji żadnej nie ma, za to Polska przeszłaby do historii jako najeźdźca, który wcale nie musiałby zaczętej przez siebie wojny wygrać. Niezależnie więc od dalszych, strasznych losów Polski, dobrze, że Piłsudski nie zrealizował swego zamiaru.
Cytuj:
to już kolejny ostatnimi czasy spektakl TV, który trwa ledwo nieco ponad godzinę
Tak, kiedyś tyle trwały "Kobry".

Dzisiaj decydenci wychodzą z założenia, że na dłuższym spektaklu widz będzie się nudził, więc aplikują mu pigułę. No i mniejsze koszty...