Faktycznie, pierwsze odcinki nie były za specjalnie wciągające, co potrafi być niewybaczalne dla tego typu alternatywnych historii bazujących na pomyśle z cyklu co by było gdyby, ale zawziąłem się i obejrzałem całość. Nie tylko sam upór pomógł, bo z czasem nawet trochę się wciągnąłem w te szpiegowsko-utopijne political fiction i tak jak główny bohater, też byłem ciekaw, co kryje się za pewną czarno-białą fotografią.
Dużo grzybów mamy w tym barszczu ugotowanym przez cztery panie reżyserki, a wg przepisu Joshuy Longa, bo akcja jest wielowątkowa, przy czym nie wszystkim poświęcono tyle samo uwagi. ‘’1983” to trochę taki domek z kart, bo z jednej strony mamy wymyślny spisek, intrygę sięgającą w przeszłość niczym z powieści Ludluma, a z drugiej bardzo mało konkretów, uzasadnienia tego co się dzieje, a przede wszystkim głębszego rysunku postaci, ich motywacji itp. Przy tak, moim zdaniem powierzchownym potraktowaniu tej historii, nie było większych szans na całkowite zatopienie się w tę mroczną, mocno przyciemnioną Polskę 2003.
Rażą zarówno nielogiczności w kreacji tego świata, jak i niechlujność w poszczególnych scenkach, ujęciach. Na przykład jeden z epizodycznych bohaterów, żołnierz weteran grany przez Andrzeja Konopkę zamawia w knajpie dwie pięćdziesiątki do stolika i przynoszą mu je dosłownie po sekundzie. Dziwne, zważywszy, że tempo w jakim nam się opowiada tę historię jest raczej niespieszne. Skąd ten pośpiech ? Aż tak suszyło żołnierza ?...może

Inny moment, gdy mamy agentkę obcego wywiadu, która wychodzi spod prysznica i raptem raz otarłszy się ręcznikiem, siada do stołu z komputerem by skopiować płytę, co zajmuje jej dosłownie chwilę. Skoro tak się jej spieszyło, że mokra usiadła do laptopa, to czemu nie zrobiła tego po przyjściu do domu. Ten prysznic chyba po to, byśmy mogli zobaczyć pupę owej pani.
Do tego schematyczność i wtórność, bo zgorzkniały gliniarz w długim płaszczu żywiący się przy wietnamskim straganie jak żywo przywodzi na myśl Deckarda z adaptacji Dicka.
Tak zwanego ‘’chinola” jedzą zresztą prawie wszyscy. Z kolei młodzi terroryści z ‘’Lekkiej Brygady” (przyznam, że ta nazwa się twórcom udała

) funkcjonują co najmniej dziwnie. Te same 4,5 osób planuje, a następnie realizuje swoje akcje, choć jest ich tam trochę więcej, a sądząc po rozmachu przeprowadzonych akcji powinniśmy mieć do czynienia z dużą i zasobną organizacją.
Ale najbardziej rozwaliło mnie, gdy posępna Ofelia ''Effy'' Olszańska mówi do Kajetana – ‘’Kajtek, ja musiałam się uczyć żyć bez ciebie”. Że co ?!?!

Przecież gdy się rozstali byli kilkuletnimi dziećmi, nawet jeśli bardzo zżytymi…
Z wywiadu ze wspomnianym już wcześniej Joshuą Longiem, showrunnerem (wstyd się przyznać, ale nie znałem tego terminu) możemy się dowiedzieć, że nie było jego intencją komentowanie obecnej sytuacji. Nie ma powodu żeby nie wierzyć w te słowa, choć jeśli ktoś będzie chciał znaleźć jakieś odniesienia, to je znajdzie.
Jak już pisałem na wstępie, obejrzałem cały serial i mimo wielu krytycznych uwag nie uważam czasu mu poświęconego za zupełnie stracony, bo zamysł ambitny, ciekawa scenografia, fajne niektóre pomysły, czy nazwy jak choćby Traszka, czy wspomniana już ''LB".
Do większych zachwytów z mojej strony jednak daleko, bo z jednej strony ta historia jest zbyt płytko osadzona na naszym polskim podwórku/ w Polsce z okresu 1983-2003. Fiaty, polonezy, kilka zdań typu ''Cała nasza tożsamość jest zbudowana na kulcie zmarłych" i wieczorek z poezją Mickiewicza, to trochę za mało, by się tym bardziej przejąć. Z drugiej jako samowystarczalna uniwersalna opowieść, nie jest dostatecznie wciągająca, o solidności i jakości wykonania nie wspominając.