Chojrak napisał(a):
Krępak Zwiedziony napisał(a):
... był Morycem Weltem więcej niż całym sobą.
Trudno nawet powiedzieć, że był Morycem Weltem z książki Reymonta, on sobie tego Moryca sam przeciesz "uszył". Pszoniak na Wajdzie nie tylko wymusił żeby dał mu tę rolę (Zelnik był już przecież zaklepany!), ale zmienił też tę całą postać. Nie wiem, czy jest wielu reżyserów, którzy by na to pozwolili...(Trzeba mieć sporą brawurę by mieszać w tekście klasyka-noblisty)
Swoją drogą, nadaktywność Welta ma przecież wyraźnie zaakcentować żydowski zmysł do interesów , biznesową nadaktywność i smykałkę, w kontraście z zimnym Niemcem Baumem, czy zmanierowanym Polakiem - Borowieckim.
Wajda dał wielki temat, kapitalną scenografię, znakomite dialogi, kongenialną obsadę, więc aktorzy mogli pofrunąć... I pofrunęli! Nie tylko wszak Pszoniak jest tam wielki. Wajda miał szaloną rękę i intuicję do aktorów. Przecież coś podobnego stało się też w "Popiele i diamencie" z rolą Maćka Chełmickiego.
P.S.
Nie umiem sobie dziś wyobrazić jak zagrałby Welta Zelnik, który jak się wydaje jest zbyt układny i uładzony na geszefciarza, ale z drugiej strony w pierwowzorze literackim Moryc Welt jest amantem i tu Zelnik by pasował jak ulał.
Trafny ten krawiecki termin, tak rola ge-nia-lna, światowego wręcz rozmiaru niczym nazwisko postaci w którą się aktor wciela. Intuicja Wajdy żeby zaufać sugestiom aktorów, jak i samemu sobie, nie do przecenienia. Przy czym co do dialogów to powiedziałbym raczej, że dał je Reymont, a reżyser i aktorzy obficie z tego skorzystali, twórczo łącząc, w niektórych momentach wtłaczając w jedną postać słowa/zdania wypowiadane przez innych bohaterów książki, których siłą rzeczy i filmowych prawideł trzeba było z historii wykroić. W przypadku filmu Wajdy, można by rzec, że w przyrodzie nic nie ginie. Przecież ten filmowy Welt zyskuje względem książkowego, a postać Borowieckiego odwrotnie, traci zupełnie swoje ludzkie odruchy. Filmowy Karol jest właściwie takim jakim chce być ten z kart powieści, ale nie do końca potrafi.
''Ziemia obiecana'' z roku 1974 była przecież w pewien sposób aktualną wypowiedzią, barometrem nastrojów dnia ówczesnego. Młodsza o te siedemdziesiąt kilka lat musiała być inna, inaczej odczytana przynajmniej na pewno przez takiego twórcę jakim był Wajda. Zmian względem książki jest przecież sporo włącznie z zupełnie autorskim pomysłem na zakończenie całej historii. Inna sprawa, że oniryczny charakter końcówki filmu bardziej ma coś z wizji, proroctwa niż normalnej akcji.
Książka dosyć mechaniczne rozdziela niektóre cechy, albo ich brak pomiędzy poszczególne nacje i niewątpliwie oddawało to nastroje i opinie części tamtego społeczeństwa. Wajda i spółka zmienili te proporcje, złagodzili antysemicką wymowę i pewnym paradoksem wydaje się, przynajmniej z naszej perspektywy, odbiór filmu w Stanach.
A między innymi, a może przede wszystkim jest to film o przyjaźni -zwracają na to uwagę w ''Kronice wypadków filmowych'' Bartosza Michalaka, zarówno Pszoniak jak i Olbrychski - która w filmie wybrzmiewa z dużą większą siłą niż w powieści. Ci filmowi to nowi ludzie, którzy zrywają ze swoimi korzeniami i środowiskiem, a sztama jaką trzymają między sobą wydaje się być ponad wszystko - nawet pieniądz, choć ekranowy finał o którym wspomniałem wyżej zdaje się wszystko znowu wkładać w nawias...pieniądza.
Wracając do samego Pszoniaka niewątpliwie postawienie na niego było strzałem w dziesiątkę, a Zelnik, jak to już przy innej okazji napisałem, zagrał bardzo ładnie Steina. W książce postać ta nazywa się Blumenfeld. Zastanawiają mnie za to inne słowa Pszoniaka z kart książki Michalaka, a mianowicie dotyczące niby bardzo wyraźnie zasugerowanego wątku homoseksualnego w dziele Reymonta. Nie twierdzę, że nie ma, ale nie przypominam sobie takich sugestii. Może gdzieś między wierszami, pamięta ktoś ? Welt u naszego noblisty uderza do Meli Grynszpan, w filmie nieistniejącej, czy na przykład jest dużo bardziej aktywny w obchodzie z Kesslerem przy wyborze dziewcząt na przyjęcie u tegoż. W filmie mamy pamiętną scenę z orgietką u niemieckiego przemysłowca, ale przypomnijmy sobie jak tam zachowuje się Welt. Ta reakcja w stosunku do dobierającej się do niego dziewczyny jest dosyć wymowna, no i to zdjęcie Karola noszone przez niego. Przy czym bardziej to przypomina młodzieńcze zauroczenie, swego rodzaju fascynację, dlatego daleki bym był od nazywania tego jakoś konkretnie. Nie ma chyba zresztą takiej potrzeby.