W kinach studyjnych też bywają problemy z widownią, z korzystaniem z telefonu się nie spotkałem (w Iluzjonie), ale były inne denerwujące zachowania:
1. Śmianie się w nieodpowiednich momentach. Na komediach OK, na niektórych dramatach też, bo np. w "Barwach ochronnych" czy "Ziemi obiecanej" też są takie śmieszne momenty. Ale głośne śmiechy na "Rozstaniu" Hasa?
2. "Ciche" komentarze, których "pewnie nikt nie słyszy". Moje znaczące chrząkanie i odwracanie głowy niewiele daje.
3. Oglądamy sobie "Niewinnych czarodziejów", a pan z tyłu wylicza obsadę w miarę pojawiania się kolejnych osób w filmie: "Łomnicki. O, Cybulski. O, a to Polański", jakby ktokolwiek miał wątpliwości. Bardzo się cieszę, że ten pan nie przyszedł na "Rękopis znaleziony w Saragossie", bo tam jest przecież iście gwiazdorska obsada i przynajmniej ze 20 bardzo znanych nazwisk.
4. Traktowanie napisów początkowych jakby film się w ogóle nie zaczął (ja tam bardzo lubię też te czołówki studiów filmowych, szczególnie "Kadru").
5. Była jeszcze taka sytuacja, o której chyba kiedyś wspominałem, że starsza pani zajęła najbliższe wolne miejsce, bo seans już się zaczynał. Po jakimś czasie przyszedł jeszcze jakiś człowiek z żoną, który nie dość, że się spóźnił, to jeszcze zaczął na głos nalegać na tą starowinkę, żeby mu ustąpiła miejsca. A kiedy ona nie chciała po ciemku przenosić się na drugi koniec sali, to on nazwał ją "bydłem ze wsi"... i poszedł na inne miejsce, bo na sali było jeszcze trochę wolnych miejsc.
Jak byłem na "Rozstaniu" Hasa to było takich dwoje przede mną, co się cały czas całowali, ale nie wyliczam tego jako denerwujące zachowanie, bo przynajmniej byli cicho.