Za sprawą elementu drogi, na pierwszy rzut oka, filmik ten przypomina jakiś nieparzysty epizod serialu "Zmiennicy". Podobieństwo formalne wzmacniane jest przez fakt, że i tu balladę śpiewa Przemysław Gintrowski. Niespełna godzinny obraz został skręcony przez wytwórnię Poltel na taśmie 16 mm ale, niestety, nieprędko doczeka się cyfrowej rekonstrukcji.
O czym to jest? Jakimiś bocznymi, małouczęszczanymi polskimi drogami przemieszcza się konwój. Siedmiu mężczyzn przez kilka dni eskortuje transport ciężkiej maszyny elektrycznej ze Szczecina do Przemyśla. Najpierw wydaje się absurdem, iż jedzie aż siedmiu chłopa: jeden z nich (brodaty Bogusz Bilewski) właśnie został dziadkiem i obwiesza naczepę za ciężarówką Tatra - swoim praniem. Inny (Kazimierz Kaczor) dorabia po drodze zbierając wszelki metalowy złom. Szefem konwoju jest Marek Bargiełowski, który wieczorem, po alkoholu, wykrzykuje socjalistyczne slogany, w które sam chyba nie wierzy. Wiesław Bednarz jest studentem-praktykantem, który uczy się realiów polskiego przedsiębiorstwa państwowego, Andrzej Grabarczyk – jakże by inaczej, gra Ślązaka, którego wraz z Wiesławem Machnackim ulubionym wspólnym zajęciem jest dyndanie nad drogą nogami w białych (sic!) gumiakach i granie w karty. Kierowcą większego z dwóch pojazdów jest Paweł Nowisz. Aż tu w połowie trasy w poprzek kraju natrafiają na wiadukt tak niski, iż ładunek nie ma prawa się zmieścić. Wszyscy muszą natężyć mózgi i mięśnie, lecz wkrótce okaże się, że nie warto było.
W zasadzie rzecz jest anegdotką o gospodarce całego schyłkowego PRL-u, w której było trochę tak, jak w dowcipie o budowlańcu biegającym wściekle, z potem spływającym po czole, po całym placu budowy, ale… z pustą taczką ("Widzi pan: taki zajob w tej robocie, że nawet człowiek nie ma kiedy taczki załadować!"). Albo, prawem kontrastu, jak w tej metaforze o tym, że cała nasza gospodarka narodowa składała się z jednej kopalni węgla, jednej elektrowni oraz jednej linii kolejowej, przy czym kopalnia dostarczała węgla wyłącznie do elektrowni i do palenia w kotłach parowozów, elektrownia dostarczała prąd wyłącznie do kopalni i do zarządu linii kolejowej, zaś kolej przewoziła węgiel jedynie między kopalnią a elektrownią… zatem na dostarczanie towarów i usług (węgiel, prąd, przewozy) poza ten układ zamknięty – nie było już wolnych "mocy przerobowych". Z racji takiej właśnie groteskowej wymowy film musiał poczekać na swą premierę dwa lata. Więcej materiału na szczególnie mądrą i głęboką analizę chyba w filmie nie ma. Obejrzenie jest bezproblemowe i nie boli. Ale raczej jednokrotne obejrzenie.
|