Filmów o Holokauście narobiono już tyle, że współcześnie filmowcy, jeśli chcą podjąć ten temat i pokazać dzieło oryginalne, muszą się naprawdę nagłówkować. Bo tworzenie kolejnej "Listy Schindlera", tylko gorszej, czy kolejnego "Pianisty", tylko gorszego - mija się z celem.
Parę lat temu klucz do stworzenia ciekawego filmu o tematyce holokaustowej znalazł twórca "Syna Szawła". A teraz udało się to - moim zdaniem - Jonathanowi Glazerowi, co szczególnie warto odnotować, bo to film także polski (koprodukcja brytyjsko-polska, w całości nakręcona w Polsce).
O czym jest film - można przeczytać, więc nie będę streszczał fabuły. Film zrobił na mnie olbrzymie, pozytywne wrażenie na co składa się kilka czynników - sposób narracji (kamera, która niczego, ale to dosłownie niczego nie ocenia, nie stawia żadnych tez, nikogo nie potępia, tylko pokazuje, a ty, widzu, wyciągaj sam wnioski), fantastyczne zdjęcia Łukasza Żala, doskonałe wrzucenie w tę z pozoru do bólu realistyczną opowieść kilku nieco mniej realistycznych zabiegów, fenomenalne aktorstwo, zwłaszcza Sandry Huller oraz wstrząsająca muzyka, która w samym filmie rozbrzmiewa minimalistycznie, dyskretnie, by na napisach końcowych, dosłownie zawyć.
Dla mnie to jest 10 na 10. Absolutne arcydzieło kina.
_________________ ...i zdanżam na czas proszę pana! www.mariuszgorczynski.pl
|