Polacy nie szpaczy…yyy, nie gęsi a swój język mają, więc i franczyzę swoją mieć wypada. A tych franczyz to za wiele nie ma, a już dla tzw dzieci szczególnie, no to bum, sięgnięto po klasykę Brzechwy.
Że film będzie miał wspólnego z książką tyle co ja dajmy na to z Ryanem Gosslingiem (w sensie że obaj na dwu nogach chodzimy) - to było widać już po kinowych zwiastunach. I istotnie, tak w największym skrócie:
1. Nie ma Adasia, tylko jest Ada
2. Akademia jest koedukacyjna.
3. Mateusz nie jest szpakiem, bo bierze jakieś odtrutki, które trochę upodabniają go do człowieka
4. Nie ma zwykłych wilków, tylko jest tajemnicze plemię Wilkusów…
To tak z grubsza. Ale z tego też pewnie dałoby się ukręcić niezły film i scenariusz, gdyby nie dwie ambicje scenarzystów i reżysera.
Pierwsza to ta, żeby nakręcić film „aktualny” i „współczesny”, co w żargonie ludzi sztuki XXI wieku oznacza po prostu na maxa poprawny politycznie. No i wszystko jest jak przepisane z nowoczesnego „Notatnika agitatora”…
Różnorodność płciowa ? Jest. Różnorodność etniczna? Melduję się, Herr Oberst. Jest tak podkreślona , że aż emisariusz Pana Kleksa zgarnia wybrane dzieci z różnych kontynentów i państw. Tu mamy pewien ukłon w stronę naszej Ojczyzny, bo Polki są aż dwie
Różnorodność inna? Jest, mamy chłopczyka na wózku. Tu robi się trochę niezamierzenie śmiesznie, kiedy Ada w pewnym momencie zjawia się przed grupka dzieci i mówi „polatałam sobie trochę”, a chłopczyk na wózku ma jakąś niewyraźną minę. Coś jak Syrek Dąbrowski na Openerze („mamy miejsca siedzące!!” a niepełnosprawni „no, k….a, WIEMY!”
).
Do obrazu trzeba dołożyć dźwięk, czyli wypowiedzi bohaterów. No i…przez dwie godziny płynie z ich ust strumień umoralniających młode pokolenie haseł o wyobraźni, empatii (chyba „słowo filmu”), marzeniach, braku przemocy, miłości, tolerancji…czekałem tylko na „jesteś zwycięzcą!” no ale się nie doczekałem.
No dobra, nawet to byłoby do zniesienia, gdyby obudować to jakąś akcją z werwą i pomysłem. Scenarzystów mamy dwoje…i mam wrażenie, że chyba każde liczyło, że ten drugi napisze całość a potem jak się zorientowali - to pisali w dzikim pośpiechu
dziury i luki są takie, że The Rock przeszedłby bez schylania. Do tego wszystko jest tak koszmarnie WTÓRNE….napchano do filmu scen i motywów z czego tylko się dało - z disnejowskich Star Wars, z Opowieści z Narni, z Harry’ego Pottera a nawet z „Poszukiwaczy zaginionej Arki”. Plemię Wilkusow wygląda z kolei jak tolkienowsko-jacksonowe orki, a gada językiem podobnym do elfów…
Aktorzy ? Dorośli nie mają tu niczego do zagrania. Kleks jest tu jakąś taką miękką fają, strachliwym gościem, łatwo dającym się dominować. Inne postaci poznajemy tak płytko, że trudno je oceniać.
Stara „Alademia” Gradowskiego miała to do siebie, że wylansowała całkiem sporo chwytliwych melodii i piosenek. I część z nich pojawia się w nowej wersji filmu…i swojej…Echh…zamiana Ostrowskiej na Sanah to jakby ktoś zamienił wieżę Technicsa na przedwojenny, piszczący patefon. A już prawdziwym kuriozum jest piosenka na napisach. Piosenka Męskiego Grania brzmiąca jak parodiowanie piosenek Męskiego Grania. Serio. Aż się prosi w tym filmie, żeby od czasu do czasu łupnąć mocniejszą muzykę, ale…nie te czasy, żeby TSA grało dla dzieci…
Czy jest w ogóle coś , co mi się podobało? Tak, kolorystyka i i zdjęcia. Wyrazista, bardzo mocno kojarząca się ze zdjęciami Storaro z takich filmów jak „Między niebem a piekłem” czy „Pod osłoną nieba”. Dobra, Holt, wstrzymaj konie - Storaro nie używał w całości do zdjęć komputera…:-) no, niemniej wizualnie film odbiera się przyjemnie.
Nudny jest ten film, chorobliwie wprost ugrzeczniony, stos filmowych kalek i zapożyczeń…Fish śpiewał, że the best way is with an old cliché ale w kinie to się nie zawsze sprawdza, a już szczególnie - kiedy polejesz te zapożyczenia sosem ze stereotypów nowoczesnych…