Spodziewałem się w zasadzie kolejnej martyrologii bogoojczyźnianej, typowej dla ostatnich lat.
A ku swojemu lekkiego zdziwieniu dostałem coś, co klimatem jest jednak bliższe takiemu „Wołyniowi” niż „Historii Roja”. Oczywiscie nie tak dobre, jak „Wołyń” i nie pozbawione wad.
Półżartem można by powiedzieć, że to film opowiadający o potędze prozy Sienkiewicza.
Główny bohater, żydowski nastolatek Leon Rotman, chodzi do polskiej szkoły i bardzo chce być taki sam . a w każdym razie nie gorszy od swoich kolegów. Podkochuje się tez w koleżance z klasy i rywalizuje o jej względy z kolegą/przyjacielem gojem. Jego wzorcami są Zbyszko z Bogdańca i Zawisza Czarny, postaci z przygotowywanej w szkolnym teatrzyku inscenizacji „Krzyżaków”. Czy to wiarygodne psychologicznie? Nie wiem, szczerze mówiąc. Ogląda się to jednak o tyle dobrze, iż postać Leosia staje się pewnym pretekstem do wędrówki przez rożne środowiska przedwojennego Grodna i pokazanie ich wzajemnych stosunków.
Oglądamy wiec Żydów tradycyjnych , Żydów komunistów, zajadłych antysemitów oenerowców (plus dla reżysera, ze nie próbuje tej bandy za bardzo rehabilitować zgodnie z ostatnią modą); pokazani są też ludzie do Żydów mający stosunek całkiem pozytywny - i to zarówno pośród piłsudczyków (dyrektor szkoły) jak i , uwaga, endeków! Tu jest małe potknięcie scenarzysty chyba, bo teksty o asymilacji światłych Żydów jakby wyjęte z „Myśli nowoczesnego Polaka” wygłasza oficer kawalerii (co prawda chyba rezerwy)…Mamy tez pokazane coś, co profesor Eisler nazywa „antysemityzmem nieuświadomionym”, kiedy to przybyli z innej części Polski żołnierze opowiadają bez złych intencji antyzydowskie dowcipy przy naprawiającym im celownik działa żydowskim zegarmistrzu albo życzliwie zwracają się do Leona „Mosiek” czy „Icek”. Dość ciekawie i uczciwie pokazuje te wzajemne stosunki; pokazane są np żydowskie bojówki samoobrony sprawnie posługujące się kastetami, pokazani są żydowscy komuniści w żaden sposób nie identyfikujacy się z polskim państwem, czyli tematy dość niechętnie poruszane przez polskie kino.
I dlaczego żartowałem o Sienkiewiczu ? Bo temu Leosiowi ciagle się jakoś od tej Polski dostaje - albo za komunizm brata odmawia się zapisu do harcerstwa, odmawia się roli Zbyszka z Bogdanca, na ulicach dostaje kopy od ONRowców…nawet jak koleżankę z pożaru ratuje, to jest posadzony o to, ze jako głupi Żyd chciał się schować przed bombami w płonącej szkole. A jednak on ciagle o tym Zbyszku myśli jako o wzorcu, dalej go ciągnie do ZHP a nie do Haszomeru, etc etc. To się reżyserowi nie udało, to jest jednak nieprzekonujące.
Potem przechodzimy już do tematu tytułowego filmu i trzeba przyznać , ze całkiem niezłe obronę Grodna pokazano i sfilmowano. Pewnie, można się czepiać do komputerowych samolotów i czołgów raczej średnio przypominających radzieckie BT5, których pod Grodnem było najwiecej - ale ogólnie batalistyka jest nakręcona całkiem solidnie. Widowiskowo nakręcone są sceny walk ulicznych z czołgami przy pomocy butelek zapalających - notabene aluzja do Mołotowa wypowiadana przez Bartłomieja Topę jest kiksem scenariusza
Reżyser nie bawił się w niuanse a’la Wajda czy Polański ergo „dajmy jednego dobrego Niemca/Rosjanina” - wkraczający bolszewicy stanowią zwartą, okrutną i bezwzględną hordę. W ogole film jest mocny - jest dużo krwi, wnętrzności , cierpienia i bólu. Zaoszczędzono widzowi scen egzekucji poprzez rozjeżdżanie gąsienicami - pokazane są szubienice i rozstrzelania. I wystarczy. Są nakręcone mocno przejmująco, final może się nawet lekko kojarzyć z „Polskimi drogami”.
Szkoda tylko, ze to wszystko obywa się bez większych kreacji aktorskich, bo film opiera się na obserwacjach Leona i przez to brakuje pogłębienia psychologicznego pozostałych postaci. Pewien wyjątek to Jowita Miondlik, grająca tradycyjną, dumną z tradycji Żydówkę, matkę Leona. Pojawiają się nieźli aktorzy (Lichota, Topa, Łukasz Lewandowski) ale to są właśnie migawki.
Spokojnie mogę dać filmowi 6/10. Na tle dzisiejszego kina historycznego, zakłamanego do bólu i bogoojczyznianego do wyrzygania - stanowi on naprawdę kawałek oddechu.