Jak mówi mój mistrz, Andrzej Wajda - szkoły przyjdą.
A nawet już przyszły, bo wraz ze mną oglądała seans szkolna klasa, zresztą cicho i kulturalnie.
Ten cytat z kabaretu Limo ciśnie się dość natrętnie po obejrzeniu filmu, bo też jest on zrobiony niezwykle poprawnie. Jest niemal podręcznikowym przykładem filmu wychowawczego i nie ma od tego właściwie żadnego odstępstwa, może poza pokazaniem, że lotnicy w Anglii pomimo rodzin w Polsce nie stronili od kobiet. Co zresztą było w jakimś sensie całkiem normalne z psychologicznego punktu widzenia - aczkolwiek tego punktu film raczej nie rozwija.
Historia zbyt ciekawa nie jest. Bo też Bogiem a prawdą - nie mogła być, jeśli chce się nakręcić film historyczny, a nie jakaś udziwnioną wariację na wzór irańskiego kina studyjnego. Mamy lotników, mamy Niemców, mamy samoloty, mamy zmieniające się postawy Anglików - mamy to, co opisał Fiedler.
Ten film powinien po prostu powstać wiele lat temu, kiedy taka narracja była na porządku dziennym i takie filmowanie też . Ale nie powstał, powstał dziś i dziś może się wydawać mocno archaiczny.
Bo paradoksalnie do kilku najlepszych scen należą sceny fikcyjne - jak ta z cięciem temblaku w niemieckim szpitalu czy też ta (chyba fikcyjna) z niemym tańcem. Bo wnoszą coś dodatkowego, czego nie znamy z Fiedlera i szkolnych podręczników historii.
Zaletą filmu są na pewno bardzo dobrze zrealizowane sceny powietrznych walk. O wiele lepiej niż u konkurencji. Niezła jest muzyka, nieco vangelisowa w brzmieniu. Recenzje chwalą film za montaż, ja byłbym tu ostrozny, bo chyba chodzi im o montaż walk powietrznych właśnie - w reszcie filmu już tak dobrze nie jest, mam wrażenie, że wyleciały wszystkie sceny z majorem Krasnodębskim, bo w ogóle go nie poznajemy, a nagle dowiadujemy się, że Urbanowicz przejmuje po nim dowództwo i ani nie wiemy dlaczego, ani kto to...
Ładna jest scena z wizytą króla Jerzego, subtelnie czyniąca aluzję do dzisiejszych sporów, kto może być Polakiem a kto nie. Ładne jest zestawienie w napisach końcowych fotografii aktorów z fotografiami odtwarzanych postaci.
Wad film ma mnóstwo. Przeciętne aktorstwo, no niewiele tu mieli w sumie do zagrania...aczkolwiek Zakoscielny po raz enty pokazuje dębinę najwyższej jakości. Fatalne dialogi, drętwe jak ze szkolnego teatru. Kuriozalny wątek inwigilacji nie wiadomo z jakiej gruchy czy pietruchy wzięty. Nieładna główna bohaterka zenska, w odróżnieniu od filmu "Hurricane". Kompletnie nieprzekonywujące zajmowanie się Zumbacha dwiema kobietami naraz. Dużo wstawek bogoojczyznianych, nie do zweryfikowania przeze mnie, czy autentycznych czy nie, ale nieco uwierajacych swoją dosłownością.
I tak dalej... Czy można było zrobić film lepszy i ciekawszy? Pewnie tak, ale wtedy trzeba by zrezygnować z pewnych elementów patriotycznych albo np rozszerzyć ramy czasowe do czasów powojennych. Bo powojenne losy Zumbacha, Łokuciewskiego, Urbanowicza, Wunsche - to temat na bardzo ciekawy ale trudny film, a losy Zumbacha to w ogóle temat na filmowy hit.
Ale już nie dla szkół.
A te przyjdą.
W sumie daję 5,5/10. Może i wysoko, ale ja zawsze miałem słabość do a) książki Fiedlera b)lotnictwa z czasów II wojny światowej c)filmow wojennych.
_________________ Film to życie, z którego wymazano plamy nudy - Alfred Hitchcock.
|