Podróże 24 klatki/s napisał(a):
Zimna Wojna nie wywołał żadnych emocji, może zrekompensował by mi to ten "podskórny nurt" tylko niestety nie potrafię go dostrzec.
Piszesz o emocjach, które na pewno są szalenie istotne w odborze filmu, przy czym znowu, ich brak nie równa sie od razu dyskwalifikacja. Posłużę się tutaj dobrze Ci znanym przykładem.
''Niewinni czarodzieje'' i jego bohaterowie, to co między nimi, cała ta gra, poza jaka przyjmują też nie wzbudzają we mnie większych, jeśli w ogóle jakiekolwiek emocje. Dobrze rozumiem, znam, to co widzę na ekranie, oczywiście w pewnym przełożeniu wynikającym z tego, że jestem jednak z innej epoki. Zakładam również, że u innych ''Niewinni ...'' mogą wywowływać większe, mocniejsze wzruszenia niż u mnie. Nie do końca chyba przemawia do mnie Łomnicki w tej roli, którego przecież zaliczam do tych największych. Mimo tych powyższych uważam film Wajdy za całkiem interesujący, choć przyczepić byłoby się niezmiernie łatwo. Popatrzmy, spróbujmy...
- Ty uczepiłeś się zarostu Wiktora/Kota, w sumie tak naprawdę szczególiku, tym bardziej, że tak mocniej ten zarost to w scenach paryskich bije po oczach, czy przasności u Zuli/Kulig. Tylko, że uroda tejże taka właśnie miała być, co wynika z filmu, o ile się go dobrze zna. Podpowiem od razu, kwestia Kaczmarka/Szyca dotycząca wyglądu/twarzy Naszego Polskiego Mazurka
- a filmowi Wajdy na przykład, Zofia Komeda, żona pojawiającego się w filmie kompozytora zarzuca kompletnie nie taki język jakim sie wtedy posługiwali młodzi ludzie. Trochę poważniejszy zarzut, nie...
Mimo wszystko lubię ten film, bo ma swój urok, choć większe emocje w tym przypadku po prostu nie dla mnie
Przy filmie Pawlikowskiego podobnie, przy czym taki chyba był zamiar. Znaczy trzeba ich szukać, ale nie koniecznie bezpośrednio na ekranie. Tak to zadziałało w moim przypadku.
''Jak być kochaną'' to film wybitny bez dwóch zdań. Z chęcią podyskutuję, bo zastanawia mnie fakt dosyć czarno-białego postrzegania głównych bohaterów tego dramatu. Nie imputuję tego bynajmniej Tobie, bo dwa zdania, które napisałeś o filmie Hasa to za mało, by wciągnąc taki wniosek, ale po prostu niejednokrotnie spotakałem się z takim zdecydowanym rozdaniem konkretnych kolorów Felicji i Wiktorowi. Ja tam widzę jednak jakieś odcienie i szarości...aczkolwiek zdaję sobie sprawę z niełatwego zadania, gdy o obronę Rawicza idzie.
Podróże 24 klatki/s napisał(a):
Niczego nowego się nie dowiedziałem, bo to, ze kobieta może rzucić faceta i "pójść w ORMO" to wiedziałem z życiowych obserwacji.
Chyba jest tam troszkę więcej, bo i wyobcowanie, trauma z przeszłości, która wpływa na to co teraz, to jak potrafimy sie niszczyć nawzajem...związki, w których grzęźniemy, a nie zawsze są tylko naszym wyborem, tym czego pragniemy najbardziej. W końcu dojrzałośc i zrozumienie, które nie zawsze przynoszą pożądane efekty.
Chłód bijący z tej historii, chyba nieprzypadkowy jak sam tytuł, szkicowość postaci, przeskoki czasowe i wynikające z tego puste miejsca, być może dla nas, widzów, by samemu sobie coś dopowiedzieć, czy na coś odpowiedzieć w związku z własnymi doświadczeniami, są raczej świadomym zabiegiem, wyborem Pawlikowskiego. Ogołaca reżyser tę historię do minimum z wątków pobocznych, ozdobników. Takim właściwie mogłaby być muzyka, choć i ona wraz z obrazem niosą treści, więc to nie tylko ozdobnik...dlatego też stwierdzenie ''ładne zdjęcia'' to jednak małe niedopowiedzenie, albo niezauważenie konkretnych operatorskich zabiegów.
Eliminuje Pawlikowski to co niepotrzebne, jak na przykład postać graną przez Agatę Kuleszę (pytał sie o nią Holt we właściwim dla tego filmu wątku) co przecież też ma swój sens wynikajacy prosto z historii (spotkanie z ministrem i nowe wytyczne)
Jak pisałem wcześniej, nie jestem wielkim admiratorem kina a'la Pawlikowski, ale widocznych wartości, wewnetrznej logiki nie sposób ''Zimnej wojnie" odmówić.