Na nowego Vegę wybrałem się bardziej z ciekawości związanej z wieloletnią sympatią dla Wisły Kraków (pierwowzoru filmowej Unii) i jako czytelnik książki Szymona Jadczaka o przejęciu klubu przez kibolski gang. Po samym filmie jako filmie za wiele nie oczekiwałem i.... W sumie trochę się jednak pomyliłem. Niedużo ale przestrzeliłem.
"Bad Boy" jest na pewno filmem lepszym od paru ostatnich produkcji Vega Investement. Czy to że względu na temat, czy to że względu na kilka ról aktorskich, czy to że względu na ciut lepszy scenariusz...
Przede wszystkim - nie nudziłem się. Ogląda się film nieźle, akcja nawet wciąga, obchodzą nas losy bohaterów a zwłaszcza dwu rywalizujących ze sobą braci.
Po drugie - kolejny raz na ekranie błyszczy Antoni Królikowski. Zagrał tytułową (?) postać brawurowo, przebojowo, żywiołowo. Świetnie czuje się tak w scenach bójek i jak i miłosnych, jest przekonujący zarówno jako okrutny zabijaka jak i romantyczny marzyciel. I płynnie przechodzi od jednego do drugiego...
Po trzecie uniknięto tym razem zbyt dużej dawki kiepskawego, jaskrawego humoru typu Oświeciński. Owszem, troszkę takich koszar jest ale jakoś strawniejszych, a niektóre sceny jak zestawienie szachów z ustawką - autentycznie śmieszne. Wulgaryzmów jak to u Vegi jest dużo, ale tu będę się o nie bil jak lew
mieszkam w Krakowie, pracuje w szpitalu i co nieco o języku kibolii wiem. Jest realistycznie i wiernie
I tu w zasadzie powinienem już zakończyć pochwały i przejść do wad, tych małych i tych wielkich.
Mała wada to odgrzewanie starych kotletów. Czy Grabowski, jak gra u Vegi, to musi grać zawsze takiego Gebelsa? Robi to dobrze. Nawet bardzo dobrze, ale i tak mam przesyt... Na dokładkę dodaje mu się jakieś dziwne wątki odchudzajaco-podrywowe, bezplciowe totalnie - a jakby tego mało scenarzysta każe mu jeszcze łączyć się w parę z.... Z kimś, z kim nie ma w ogóle chemii.
Poważniejsza wada są niedociągnięcia scenariusza, który pod koniec filmu ma liczne przestoje i mielizny, a w dodatku zupełnie sztucznie - i z zimną kalkulacją na sequel - pozostawia otwartym zakończenie, które na logikę być takowym prawa nie ma!
Jeszcze poważniejszą jest słaba rola Macieja Stuhra, który kompletnie nie ma tu czego zagrać i tak trochę pałęta się po ekranie ze skrzywiona twarzą...
A już najgorzej jest, kiedy pojawia się na ekranie heroina romansu, czyli Katarzyna Zawadzka. Ładna może i jest (bez przesady) ale już gra aktorska... Ło matko. Ło córko. Z drewna jej gry mozna by dach cerkwi w Bieszadach odbudować. A Vega to nie jest reżyser takiej klasy, żeby aktora ustawić, wspomóc i pokierować. No i.....
Niemniej tym razem, jak zaznaczyłem, nie uważam tego filmu za jakiś koszmar. W sumie ciekawy, kilka mocnych scen, kilka mocnych dialogów, dość trafnie wg mnie pokazana mentalność wielu kiboli (mieszanka zwykłego bandyty i dziecka z lizakiem marzącego o locie na Księżyc). Swietny Królikowski, niezly mimo wszystko Grabiwski, uciekająca od emploi Kożuchowska. Nienajgorsza muzyka.
A, niech tam, dam 6/10.