Dziś mija 28 lat od śmierci aktora Mieczysława Voita. Urodził się 2 sierpnia 1928r. w Kaliszu jako syn bankiera, inicjatora odbudowy miejscowego teatru i zbiórki pieniężnej na ten cel. W latach 30-tych jako małe dziecko uczestniczył w kilku przeprowadzkach rodzinnych (Katowice, Tarnopol, Lwów). Podczas II wojny światowej stracił najpierw brata w walce z Niemcami w trakcie kampanii wrześniowej, a później ojca wywiezionego przez Rosjan do łagru nad Kołymą. Jeszcze przed wyzwoleniem przeniósł się wraz z ocalałą rodziną do Nowego Targu. Po ukończeniu tamtejszego gimnazjum wyjechał do Krakowa, gdzie uczęszczał do Liceum Plastycznego. Imał się różnych kierunków studiów, próbował malarstwa w PWSSP i historii sztuki na UJ. Jednak jego zawodowym przeznaczeniem stało się aktorstwo, egzamin eksternistyczny zdał w 1953r., w 5 lat po pierwszej roli scenicznej. Karierę zaczynał u Mieczysława Kotlarczyka w Teatrze Rapsodycznym w Krakowie, gdzie zadebiutował jako tytułowy „Lord Jim” J. Conrada (12.06.1948). W tym też teatrze poznał swoją drugą i ostatnią żonę. Była nią aktorka Barbara Horawianka, która również pierwsze kroki zawodowe stawiała u Kotlarczyka. W Teatrze Rapsodycznym występował do 1953r. Potem zaangażował się wraz z żoną do krakowskiego Teatru Poezji, w którym grał przed jeden sezon (czyli tyle, ile ten teatr istniał) wcielając się w role: Oktawa w „Nie igra się z miłością” A. de Musseta i Oberona w „Śnie nocy letniej” W. Shakespeare’a. Następnie był aktorem kolejnych teatrów krakowskich: Starego (1954-56) i im. J. Słowackiego (1955-58). Potem zaangażował się do Teatru Nowego w Łodzi prowadzonego przez Kazimierza Dejmka. Grał tutaj przez pięć sezonów stwarzając wiele z najważniejszych ról w swojej karierze: Zygmunta Augusta w „Barbarze Radziwiłłównej” A. Felińskiego, Poetę w „Nie-boskiej komedii” Z. Krasińskiego, Leona w „Bank Glembay Ltd” M. Krleży, Milona w „Kruku” C. Gozziego, Marka Antoniusza w „Juliuszu Cezarze” W. Shakespeare’a, Tuzenbacha w „Trzech siostrach” A. Czechowa, „Brytannika” J. Racine’a, „Cyrana de Bergerac” E. Rostanda. Kiedy w 1963r. Dejmek obejmował warszawski Teatr Narodowy, zabrał do niego ze sobą wielu swoich łódzkich aktorów. W tym i Voita. W stolicy jednak okazało się, że ważnych ról dla aktora zabrakło. Po trzech latach przeniósł się do warszawskiego Teatru Dramatycznego. Grał tutaj do 1974r. stwarzając kolejne kreacje, m.in. Onego w „Karierze” E. Otwinowskiej, Basilia w „Życie jest snem” P. Calderon de la Barci, Filipa w „Królu Janie według Szekspira” F. Durrenmatta, Sama 60 w „Photo finisz” P. Ustinova, Sebastiana Krana w „Bartlebym” J. Zawieyskiego. W 1974r. przypomniał sobie o nim Kazimierz Dejmek i ściągnął na dwa sezony do Teatru Nowego w Łodzi, którego ponownie był dyrektorem. Voit stworzył tu znowu jedne ze swoich najważniejszych postaci: Barona w „Garbusie” S. Mrożka, Ekscelencji w „Zwłoce” F. Duerrenmatta i Księcia Himalaja w „Operetce” W. Gombrowicza. Po powrocie do Warszawy aktor występował w teatrach: Dramatycznym (1976-79), Na Woli (1979-81), Ateneum (1981-85), Polskim (1985-91). W tym okresie zagrał role: Pana w „Kubusiu Fataliście i jego panu” D. Diderota, Goldberga w „Urodzinach Stanleya” H. Pintera, Potockiego w „Nocy listopadowej” S. Wyspiańskiego, Samuela w „Sędziach. Klątwie” S. Wyspiańskiego, Gustawa w „Wierzycielach” A. Strindberga, Hrabiego w „Drzewie” W. Myśliwskiego, Mecenasa w „Adwokacie i różach” J. Szaniawskiego. Kilkakrotnie występował gościnnie w innych teatrach, m.in. Współczesnym w Warszawie (Oskarżony Hanti w „Dochodzeniu” P. Weissa), Powszechnym w Warszawie (Generał w „Spiskowcach” J. Conrada), Na Targówku w Warszawie (Miguel de Unamuno w „Święcie rasy hiszpańskiej” J. Krzyżanowskiego), Na Piętrze w Poznaniu (Abramek w „Niespodziance” K. H. Rostworowskiego), a nawet Operetce w Lublinie (Bardos w „Krakowiakach i góralach” W. Bogusławskiego). W ostatnich latach życia ciężko chorował na serce, bardzo często przebywał w szpitalach, aż wreszcie zmarł we śnie w nocy z 30 na 31 stycznia 1991r. Był wysokim, postawnym mężczyzną o charakterystycznym, dość subtelnym i bardzo wyniosłym timbre głosu. Miał bardzo godne spojrzenie, przez co wydawało się, że obserwuje otaczający go świat z dystansem i pewną refleksją nad tym, co minęło. Jako jeden z niewielu potrafił właściwie każdą emocję zagrać tylko wzrokiem, a reszta była dopełnieniem. Warsztat aktorski pozwolił mu na wykorzystanie wszystkomówiących oczu do stwarzania postaci przekraczających granicę zdrowia psychicznego (Henryk w „Drodze w świetle księżyca”, Wojewoda w „Mazepie”). Innym razem zdolny był piorunować ludzi, z którymi miał do czynienia, strzelistym spojrzeniem w którym zawierało się wszystko – pogarda, nienawiść, buta i poczucie wyższości. Posługując się ostatnimi z tych środków wykreował swoją pierwszą ważną rolę – wyrafinowanego Kuna von Lichtensteina w „Krzyżakach”. Ale te jego oczy sugestywnie też wyrażały smutek, refleksję czy tęsknotę. W 1961r. wcielił się w dwie role, księdza Józefa Suryna oraz cadyka w „Matce Joannie od Aniołów” Grając bardzo oszczędnie, stworzył sugestywnie postać młodego kleryka zmagającego się jednocześnie z kryzysem wiary oraz pożądaniem do kobiety. Osiem lat później zagrał jeszcze w „Samotność we dwoje” wcielając się w pastora Hubinę, człowieka, któremu w wyniku tragicznej śmierci synka, spada zasłona pozorów szczęśliwego życia. Finalnie nie wiadomo, co było dla niego większym nieszczęściem, nagła strata wszędobylskiego malca czy odejście ukochanej Edyty po zdradzie i wykrzyczeniu mu, że przez całe małżeństwo udawała tylko kochającą żonę i dobrą parafiankę. Poza tymi trzema rolami Mieczysław Voit stał się aktorem drugoplanowym. Niejednokrotnie stwarzane przez niego role przyćmiewały te, które miały większe czasy ekranowe. Tak było choćby z tragiczną postacią naczelnika poczty w „Przerwanym locie”. Aktor w jednej długiej scenie wydobywał na zewnątrz coraz więcej skrywanych przez siebie tajemnic. Ten zmarnowany życiem człowiek, pozbawiony miłości swojej ukochanej, szukający oparcia w alkoholu, okaże się byłym dowódcą oddziału partyzanckiego. I to właśnie jego tragedia zdaje się widza przejmować najbardziej. Wszystkie te role stworzył zaraz po debiucie, prawie, że niemej roli Wendorfa w komedii „Kalosze szczęście”. W tym czasie zagrał też dowódcę oddziału NSZ w „Zaduszkach”, prowindyka w „Zerwanym moście”, kapłana Samentu w „Faraonie” i właściciela saloonu w „Człowieku, który zdemoralizował Hadleyburg”. Po przekroczeniu czterdziestu lat życia reżyserzy zaczęli go widzieć właściwie tylko w rolach duchownych, arystokratów, lekarzy i naukowców. Predestynowała go do tego szarmancka prezencja, szeroki gest, dostojny głos. Czasem występował też w rolach przyjaciół głównych bohaterów, których wspierał mądrą radą i był dla nich ostoją spokoju (doktor Nacquart w „Wielkiej miłości Balzaka”, Ceglarski w „Nocach i dniach”). Inne jego ważne role to dwóch lekarzy: starzejący się człowiek opętany miłością do młodej dziewczyny w „Szaradzie” oraz ledwo co wypuszczony z kazamatów UB, pozbawiony prawa wykonywania zawodu w kameralnej „Stacji”. Ponadto zagrał m.in. w: „Bolesławie Śmiałym” (opat Otton), „Weselu” (Żyd), „Potopie” (Wrzeszczowicz), „Dziejach grzechu” (hrabia Bodzanta), „Wizji lokalnej 1901” (hrabia Kościelewski), „Dniu Wisły” (Samuel Blum), „Thais” (Lucjusz Cotta), „Komediantce” (Kotlicki), „Stanie strachu” (dyrektor teatru) oraz serialach: „Stawka większa niż życie”, „Czarne chmury”, „Układ krążenia”, „Lalka”, „Zielona miłość”, „Najdłuższa wojna nowoczesnej Europy”, „Alternatywy 4”, „Modrzejewska”, „W labiryncie”. Był częstym gościem w Teatrze Telewizji. Stworzył tam wachlarz wielu ról, utrzymanych w tej samej konwencji co postaci filmowe. Do miniserialu Teatru Kobra „Jak błyskawica” zaangażowano go chyba głównie po to, by nikt z widzów nie domyślił się, że ten elegancki jegomość może być głównym winowajcą. Wraz z bardzo podobnym do siebie Henrykiem Machalicą czytał teksty narratora w dwunastoodcinkowej adaptacji „Pana Tadeusza” dokonanej przez Adama Hanuszkiewicza. Raz zgolił brodę, jeden z głównych elementów swojej aktorskiej osobowości, i wcielił się w postać Waltera Schellenberga w miniserialu „Stirlitz”. Zbrodniarza hitlerowskiego zagrał potem jeszcze raz. W „Epilogu norymberskim” wcielił się w postać Alberta Jodla. Zagrał także: Lanyona w „Doktorze Jekyllu i Mr Hyde”, Władysława Hermana w „Stanisławie i Bogumile”, Łońskiego w „Aszantce”, pastora Matthewsa w „Szalu”, „Cyrana de Bergerac”, Buhlera w „Zbrodniarzu wojennym”, van Trottena w „Sprawie Evy Evard”, Venture’a w „Sułkowskim”, „Henryka VI na łowach”, Bernarda Baxleya w „Brudnych pieniądzach”, Hrabiego w „Szachach”, Poloniusza w „Hamlecie”, Orlanda w „Maestrze”. Równie często był angażowany do Teatru Polskiego Radia. Do historii przeszedł jako Longinus Podbipięta w serialu „Ogniem i mieczem” gdzie bez pomocy narratora wykorzystując jedynie głos sugestywnie przekazał etapy śmierci swojego bohatera na przedpolach Zbaraża. Na falach eteru stworzył wiele innych znakomitych postaci, z których niektóre to: generał Miller w „Potopie”, Febus de Chateaupers w „Dzwonniku z Notre-Dame”, Kreon w „Antygonie”, „Podchorąży Casimir de la Vie”, Merkury w „Żółtej szlafmycy”, marszałek Duroc w „Pani Walewskiej”, Sułkowski w „Popiołach”, Arnold Latter w „Emancypantkach”, kapitan Ellis w „Smudze cienia”, Grogslik w „Ziemi obiecanej”, Wiktor w „Irydionie”, Edgar Szyller w „Sławie i chwale”, doktor Baltazar Charbonneau w „Awatarze”, ksiądz Nastek w „Przedwiośniu”, Woland w „Mistrzu i Małgorzacie”, Lelewel w „Dramacie Nocy Listopadowej”, Teofil w „Końcu Zgody Narodów”, hrabia Respekt w „Fantazym”, Jemielianow w „Pavoncellu”. Z uwagi na swój spokojny, stonowany głos często był angażowany w słuchowiskach do ról narratorów (m.in. „Legenda”, „Rękopis znaleziony w Saragossie”, „Laus feminae”). Powierzano mu też czytanie prozy w polskim radio („Srebrne orły”, „Pantaleon i wizytantki”). Był jednym z prowadzących I Festiwal Piosenki w Sopocie. Po 1981r. bardzo zaangażował się w nurt chrześcijański, wraz z żoną dawał koncerty poetyckie w kościołach, a także dla radio był jednym z lektorów „Biblii Tysiąclecia”. Nagła śmierć aktora przerwała jego pracę w pierwszej polskiej telenoweli „W labiryncie”, w której, mimo udziału tak ważnych aktorów jak Małgorzata Lorentowicz, Barbara Horawianka, Gustaw Lutkiewicz czy Piotr Pawłowski, to jego właśnie nazwisko było podawane jako udział gościnny.
_________________ "O, niech mnie diabli obedrą ze skóry"
|