Dla mnie Kazimierz Kutz nie był może reżyserem ulubionym, ale zaliczam go do grona tych najważniejszych, na których można powiedzieć, że się wychowałem. Jego filmy w dużej mierze ukształtowały moją wrażliwość, odcisnęły duże piętno na moim postrzeganiu kina w ogóle, a zwłaszcza polskiego. Nie waham się stwierdzić, że np. "Sól ziemi czarnej" była dla mnie jako dziecka niezwykłą lekcją patriotyzmu, wizją historii, w której romantyzm zderza się z pragmatyzmem, ale bywa, że i z nim współgra. Pierwsza część cyklu to film na wskroś śląski, ale jakże polski zarazem! "Nikt nie woła" z nieodżałowaną Marcinkowską i piękną balladą Osieckiej zaśpiewaną przez Fettinga, "Krzyż walecznych", "Ludzie z pociągu" to inne filmy, które stawiam na bardzo wysokiej półce. Oczywiście także "Perłę w koronie". "Zawróconego", "Pułkownika Kwiatkowskiego" czy "Śmierć jak kromka chleba" doceniam, ale wielkiego sentymentu do nich nie mam. Wspaniałe są "Paciorki jednego różańca" - cóż z tego, że z niezawodowymi aktorami w rolach głównych, skoro tak niezwykły przejmujący to obraz. Z mniej głośnych dzieł Kutza wspomniałbym jeszcze o "Skoku" (Braunek, Opania, Olbrychski - młodzi, pełni wigoru, werwy i talentu), a z sympatii do KSP także o "Upale". Do wymienionych przez Brunnera spektakli TV ("Kolacja na cztery ręce", "Stalin", "Opowieści Hollywoodu" - znakomite) dodam jeszcze obłędną "Noc Walpurgii" i nie mniej poruszające "Do piachu" oraz "Emigrantów" z Kondratem i Zamachowskim. Nie można też zapomnieć o tym, że Kutz miał bardzo duży wkład w powstanie pierwszych filmów Wajdy, "Pokolenia" i "Kanału". Odszedł twórca wspaniały, niezwykle utalentowany. Szkoda, że w ostatnim ćwierćwieczu skupił się wyłącznie na polityce i walce o sprawy Śląska, a artystycznie w zasadzie zupełnie zamilkł.
_________________ My żyjemy!
|