Widziałem przedwczoraj, ale musiałem odczekać z opinią. To nie jest film oczywisty i łatwy w recenzowaniu.
Holt_ napisał(a):
Generalnie po obejrzeniu tego filmu uważam, że pretensje o jego "antykatolicyzm" może mieć tylko orwellowska owca i to taka z głupszych w stadzie.
Uważam też, że paru recenzentów ordynarnie minęło się z prawdą, np ksiądz Isakiewicz piszący o tym, że w tym filmie nie ma ani jednego przyzwoitego księdza.
Tak, to oczywista nieprawda. Na 3 głównych bohaterów, dwóch to postaci, suma sumarum, finalnie pozytywne. Wręcz heroiczne. Wiary reżyser nie tyka, więc zarzuty są z czapki.
Z większością uwag Holta właściwie się zgadzam, ale mam też kilka zastrzeżeń do filmu. Pomijam tu olbrzymią ważność tego filmu tu i teraz, za co 10/10 mu się należy jak psu buda. Ale patrząc na "Kler" jako dzieło stricte filmowe to dla mnie ma on pewne wady.
Ten film mnie nie tylko nużył, ale i momentami zwyczajnie nudził. Smarzowski chciał chwycić zbyt wiele srok za ogon: pedofilia, homoseksualizm księżowski, zachłanność, hipokryzja, przemoc w katolickich sierocińcach, celibat, relacje z wiernymi, walka o kurialne stołki i pozycję, do tego wplata jeszcze echa Solidarności, a nawet Jedwabnego. To mogło się udać jedynie w zegarmistrzowsko przeprowadzonym scenariuszu, a taki on niestety nie jest.
Do tego ton filmu jest, jak dla mnie, zbyt wahliwy. Mamy tu i typową "bekę" (początek), potem kino obyczajowe, element filmu kryminalnego , do tego moralitet, a na okrasę wstawki pseudo-dokumentalne. Za dużo grzybów w tym barszczu.
Jak dodamy dołującą muzykę, a właściwie jakieś walenia i szurania na złomowcu - to mamy klimat niczym z "Wołynia". Zamiast być na kler wściekły, czułem się rozwalcowany i zdołowany psychicznie. Reszta bohaterów "Kleru", ci w cywilu są przecież dokładnie tacy sami jak księża! Może mniej sprytni i obrotni, ale jednak bliźniaczo podobni.
Zatem brak oddechu i dłużyzny (po czorta np."wątek z zającem" albo widelcem?").
Niby nie jest to "Drogówka w sutannnach", ale jednak komiksowości w wielu postaciach Smarzowski nie uniknął. Ot np. Mordowicz - kanalia, mistrzowsko zagrana (Gajos, wiadomo!) ale jednak papierowa i zbyt oczywista. Wiem, że większość tam przedstawionych zdarzeń miała miejsce w realu, ale zestawienie ich w tak małej przestrzeni i czasie jednak może sprawiać wrażenie przesady. Gdyby reżyser podjął jeden z tych tematów, i tak uderzyłby wystarczająco mocno. A tak, realne i istotne zarzuty grzęzną w natłoku, często banalnych wydarzeń.
Są też sceny mało wiarygodne: to co zauważył już Holt, wierni raczej maskują wybryki księży nich ich linczują. Podobnie jak prawa ręka biskupa (Brejdygant) po kilkudziesięciu latach u świecznika nagle(!) uświadamia sobie, że nie ma gdzie mieszkać na starość... Ja tego nie kupuję.
Wiem, że Smarzowski jest wściekły na kler (ja też), ale jako zawodowy reżyser powinien wyzbyć się tych emocji i robić film z zimną wyrachowaną precyzją. Tego mi zabrakło.
Jakubik dostał wielką rolę i jest wielki.
Braciak, Więckiewicz - trzymają równy, wysoki poziom, ale znowu niczym nowym nie zaskakują.
Gajos - jakby urodzony do tej roli, ale jak już pisałem, jego postać jest troszkę z komiksu i nie ma on szans na coś większego, z cóż to mogła być za rola!
Kulig-pokazuje swoje walory, choć niekoniecznie aktorskie ;) (Notabene strach do lodówki zaglądać, bo wszędzie Kulig i Kulig. W zajawkach przed filmem także Kulig w reklamie Reserved, zresztą marnej...)
Kino studenckie "Żak", sala nabita w 100%, nawet donoszono krzesła. Skromne oklaski na koniec, ale to inteligencko-studencka widownia więc nie wiem czy miarodajna? Moherowych pikiet brak.
Za odwagę, temat daję 10, za robotę filmową - 6. Uśredniając, wychodzi 8/10.
Niby w "Klerze" nie ma nic, czego byśmy już nie wiedzieli, ale to jednak w naszym grajdołku istna bomba zapalająca. Czy coś zmieni? Czas pokaże.