Kolegom Forumowiczom bardzo miło...

Józef Fryźlewicz należał do tego bardzo wąskiego grona aktorów, których szanuję, a zwyczajnie nie lubię, może inaczej - nie przemawia do mnie ich aktorstwa, choć zdaje sobie sprawę, że są bardzo dobrymi aktorami. Taki podwójny stosunek do tego rodzaju aktorów pewnie powoduje, że wiadomość o śmierci Fryźlewicza sprawiła mi przykrość, mimo, że za jego rolami nie tęskniłem. Identycznie miałem z Jerzym Binczyckim i Jerzym Nowakiem.
Mimowolnie, gdy myślę o Fryźlewiczu pierwsze skojarzenie jakie mi się nasuwa to epizod w trzecim odcinku "Kolumbów". Dopiero później pamięć przypomina role Romana Dmowskiego w "Polonii restitucie", mecenasa Latersena w "Epilogu norymberskim", Karola Libelta w "Najdłuższej wojnie nowoczesnej Europy" i Stanisława Małachowskiego w teatrze telewizji "Trzeci maja". Które to role uważam za najlepsze w karierze aktorskiej Fryźlewicza.
Skoro jego stan zdrowia tak wyglądał, to chyba rzeczywiście ulga...