Rafal Dajbor napisał(a):
Uwiera mnie, gdy w licznych tekstach na Jego temat pisze się, że "zagrał parę dobrych ról w filmie, ale przede wszystkim teatr"... Nie umniejszając Jego teatralnej wielkości, którą miałem jeszcze okazję podziwiać wiele razy na scenie, nie zgadzam się z umniejszaniem Jego roli w kinie polskim!
Teza trudno weryfikowalna, trzeba by widzieć jego role teatralne w latach 60-70-tych. Nikt przecież nie umniejsza jego roli w kinie wychwalając jego brawurową grę w teatrze! Skąd możemy wiedzieć, że nie była o klasę lub nawet o dwie wyższa
jednak na scenie niż w kinie?
Rafal Dajbor napisał(a):
Według mnie polska kinematografia BEZ Holoubka byłaby zupełnie innym zjawiskiem. Zwłaszcza, że jednym z najwybitniejszych przedstawicieli polskiej kinematografii jest Wojciech Jerzy Has.
Absolutnie nie mam zamiaru negować kunsztu Holoubka, ale nie można przecież wykluczyć, że Has spokojnie zaistniałby i bez niego.
Rafal Dajbor napisał(a):
Bez Holoubka nie zaistniałoby w znanej nam formie nie mniej słynne na świecie osobne kino Tadeusza Konwickiego.
A to już dość daleko idąca teza...
Rafal Dajbor napisał(a):
Nie wiem, czy pod koniec lat 60. XX wieku był jakiś inny aktor, który nie pokazując się nawet na ekranie, operując samym głosem, tak porywająco wzywałby Wołodyjowskiego słowami "Larum grają" jak Holoubek jako ksiądz Kamiński w "Panu Wołodyjowskim".
Paru może i by się znalazło (Łomnicki, Hańcza, Lutkiewicz, Duriasz itp.), ale faktycznie głos był głównym środkiem ekspresji Holoubka zarówno na scenie teatralnej, jaki na taśmie filmowej i był tu mistrzem nad mistrzami.
Rafal Dajbor napisał(a):
Moim zdaniem Holoubek to aktor tak samo filmowy, jak teatralny.
To już moim zdaniem za daleko idące stwierdzenie bo jak już pisałem trzeba tu polegać wyłącznie na opiniach tych co widzieli go w najlepszych momentach OBU karier.
(Sam widziałem go tylko raz na scenie, pod koniec jego życia, i nie było to coś, co warto by wspominać jakoś szczególnie. Oczywiście nie upoważnia mnie to do analizy jego teatralnej wartości - były to już czasy schyłkowe jego kariery i jego życia.)
Holoubek, jako znakomity aktor teatralny, osoba z wielką charyzmą, inteligencją - oczywiście dawał sobie radę i w kinie. Nawet gdy go obsadzano wbrew jego "wrodzonym warunkom", np. "Prawo i pięść". Nie znam nieudanej jego roli, tego to on nie umiał... Wiele kreacji jakie stworzył jest zachwycających i wręcz brawurowych, ale zaryzykuję mało naukową tezę, że: kino miało pewien kłopot z Holoubkiem. I chyba vice-versa?
Jego sposób gry był jednak mocno osadzony w
teatralnym kodzie. Dla mnie najwspanialsze jego role: Gustaw/Konrad w "Lawie" (zawsze mi idą ciary w czasie WI) , czy kongenialny w jego wykonaniu Profesor Tutka, gospodarz w "Salcie", "profesor" w GiF, Woland w MiM, Maks w JDSJB, dr Gotard w JpK to są przecież role albo wręcz wprost teatralne lub leżące mocno poza realizmem. On czuł teatr, a teatr czuł jego.
Tak jakoś mi się wydaje, a on sam chyba myślał podobnie.
Chodzono do kina na Holoubka? Raczej rzadko... Znakomita większość jego ról w kinie, to jednak role drugoplanowe.
Kompletne jego przeciwieństwo-Cybulski miał słabą dykcję, z techniką był mocno na bakier, praktycznie wręcz amator, ale dla kina polskiego znaczył, o dziwo, zdecydowanie więcej - bo był do filmu niejako stworzony (o jego pracy w tatrze krążą do dzisiaj anegdoty). Najważniejsza nagroda dla młodych aktorów nosi imię Zbyszka Cybulskiego, stąd można by wysnuć wniosek, że to raczej on stał się busolą w kinie niż teatralny perfekcjonizm i inteligencka charyzma, znakomity głos itp...
Kończąc,
absolutnie doceniam i uwielbiam role filmowe Holoubka, ale chcę
wierzyć, że w teatrze zrobił JESZCZE o niebo więcej. Liczne przekazy krytyków, znawców sztuki zdają się o tym świadczyć.
W takim wypadku zrównywanie:
"aktor tak samo filmowy, jak teatralny" mogłoby być dla Niego , dla historii teatru polskiego, i dla nas widzów, wręcz dość krzywdzące. Pamiętajmy, że kiedyś rola teatru była skrajnie inna (silniejsza) niż dzisiaj. Ale jak pisałem na początku, nie można tego za bardzo zweryfikować samemu. Zostaje przeczucie...
Wydaje mi się, że jednak Holoubek był absolutnym człowiekiem teatru i siedział on głęboko w jego genach, a do kina wskakiwał co najwyżej w wolnych chwilach, ot tak, dla rozrywki...