Nie znam całego kontekstu, jeśli chodzi o wspomniany artykuł, ale myślę, że na tamten czas umieszczenie nazwiska reżysera w tym zestawieniu nie było jakimś nadużyciem ze strony Michałka. Kijowski podobnie jak rówieśnicy -mniej więcej, bo Kieślowski wyraźnie starszy od reszty wymienionych - miał już w swojej filmografii ciekawe pozycje, choć taki ''Indeks'' wtedy raczej znany nielicznym, bo przecież z oficerskim sznytem to rzecz. Michałek jako kierownik literacki ''X'' z tamtych lat film widzieć musiał. Jeśli jeszcze dodamy, że to właśnie Kijowski ukuł temin Kino Moralnego Niepokoju dla całej formacj/grupy filmów jego i jego kolegów, to sprawa tym bardziej wydaje się oczywista. Jasne, że z dzisiejszego punktu widzenia dorobek Kijowskiego wygląda zdecydowanie najskromniej, ale osobiście własciwie wszystkie jego fabularne rzeczy uważam za ciekawe i chętnie do nich wracam. Wspomnę o tych dwóch nazwijmy to - teoretycznie najlepszych/znanych, czyli ''Indeks'' i ''Kung-fu'' Jego prawdziwy debiut to film poszarpany, można powiedziec nawet troszke niechlujny z jakimś spóźnionym nowofalowym pierwiastkiem w sobie, z co najmniej kilkoma bardzo intrygujacymi scenami i sporą dawką autentyzmu. Skierowanie na póleczkę tez ma swoją wymowę, a sam temat czyli bunt jednostki, niezgoda na panujące konwenanse, na to co jest - aktualne zawsze, moze nawet dzisiaj szczególnie. W końcu ''Nie wolno węglarzom czytać Kierkegaarda" Myślę, że dla kogoś, dla jakieś nawet małej grupki ludzi mógł być ''Indeks'' własnie taką kultową pozycją, bliżej właśnie takiej kultowości o jakiej wspominiał wczoraj w temacie ''Vega'' Pan Anatol Z kolei fałszywy debiut z bliźniaczym wręcz początkiem w stosunku do ''Indeksu'' mocno wciągający, z dobrze zawiązaną intrygą. Do tego wręcz niesamowity gwiazdozbiór aktorski, jakiego chyba nie ma w żadnym innym filmie z nurtu KMN ! Ja patrzę na ''Kung-Fu'' niczym na film akcji, bo emocje podobne. Zresztą sam tytuł zobowiązuje, a motyw przewodni wręcz westernowy - miasteczko, samotny bohater kontra miejscowa sitwa, grupa bohaterów rusza z odsieczą i szanse sie wyrównują - atrakcji naprawdę pełno w ''Kung-Fu'', może nawet za dużo, bo za wcześnie wszystko traci impet, rozmywa się i nie wybrzmiewa finalnie tak jak by mogło...
_________________ ...nie profesor, tylko satyr..
|