Rafal Dajbor napisał(a):
Dlatego podtrzymuję swoją tezę (zupełnie nie przeczącą temu, że i wcześniej potrafiło być niefajnie), że nasilenie się przemocy na uczelniach artystycznych w ostatnim czasie, nasilenie, które spowodowało, że ludzie nie wytrzymali i zaczęli to ujawniać, nadeszło wraz z najnowszymi czasami, które wręcz ociekają przyzwoleniem na brutalność psychiczną.
Oczywiście nie studiowałem w szkole aktorskiej i nie mam wystarczającego pojęcia co tak na prawdę się tam dzieje/działo. Mogę się tylko domyślać na podstawie doniesień medialnych. Liczyłem właśnie na ciebie i innych być może jakoś się stykających bezpośrednio z problemem.
Ale do końca, to mnie (jeszcze) nie przekonałeś...
To, że mleko wylało się teraz, nie znaczy wcale, że przedtem musiało być różowo. Nie wiem skąd teza, że obecnie jest przyzwolenie na brutalność psychiczną? Jest dokładnie odwrotnie. Dzięki takim akcjom jak #meetoo (zresztą dość ostro krytykowaną tutaj, na forum) świadomość, że brak jest przyzwolenia na wszelki mobbing wzrosła kosmicznie. Nie mówimy tutaj przecież o jakichś ciemnych zakamarkach sieci www, tylko o renomowanych szkołach artystycznych, creme de la creme kultury wysokiej!
Znałem w swoim życiu dość luźno trzy aktorki i o ile pamiętam, dwie z nich opowiadały dziwaczne rzeczy o szkole. Nie wypytywałem o szczegóły, bo wydawało mi się, że to jakaś zwyczajowa cecha artystów. Nie było w tych opowieściach nic wielkiego, ot jakiś starszy student kazał turlać się po korytarzu, udawać jajko itp. Nie byłem na tyle blisko, by zwierzały mi się z większych traum, ale za PRL-u (mówiąc skrótowo) ofiary musiały milczeć. Komu miały się zwierzyć? Dzisiaj Twitniesz i za 5 minut wie cały świat. Do tego było milczące przyzwolenie i odwracanie głowy, dziś tego NIE MA.
Dzisiaj mamy zdecydowanie lepszą sytuację dla ofiary, o ile tak można powiedzieć. A i to, musiała jedna aktorka wywołać lawinę, bo wszyscy siedzieli (latami!) cicho. J. Koroniewska studiowała ponad 20 lat temu! Teraz nie jest wstyd przyznać się do bycia ofiarą, tego przedtem nie było.
I tu trzeba rozróżnić dwa problemy: jeden to zwyczajowe (niestety) wykorzystywanie podległości, a drugie to "psychiczne gnojenie" w celach artystycznych. Na wielu uczelniach mamy tylko ten pierwszy typ, ten drugi raczej tylko na artystycznych. (Np. "Whiplash" - świetna analiza zagadnienia.)
Z drugiej strony jest dla mnie oczywiste, że pewna bariera psychicznego komfortu MUSI być przekraczana w zawodzie aktora. No nie ma siły. Komandosa nie wyszkolisz jedynie poklepywaniem po plecach i teoretycznymi wskazówkami. Musi dostać w d..ę i to nie raz.
Wielka sztuka jest przełamywaniem wszelkich zastanych barier, jak do tego przygotować aktora nie naruszając jego wewnętrznego kręgosłupa psychicznego? Na szczęście nie muszę tego wiedzieć, bo nie wykładam na uczelni aktorskiej. :)
Zagram teraz adwokata diabła: a może to dzisiejsza młodzież jest jakaś wydelikacona i "pęka" pod byle kuksańcem? Rafał, no popytaj aktorów-emerytów jak to bywało drzewiej.