Uważałbym z traktowaniem Janickiego, jako "przeintelektualizowanego jajogłowego"! Poczytałbyś np. coś Płażewskiego...
Co do samego zagadnienia.
a) siłą rzeczy łatwiej przyswaja się treść, która wynika jedna z drugiej niż luźne skecze,
b) tak już się utarło, że scenariusz powinien być logiczny i jakoś tam spójny, zaiste nie mam pojęcia czemu?
c) historia filmu zna (i zapewne Janicki takoż) udane filmy bez bohatera i wyraźnej fabuły, np. "Nashville" Altmana, czy nasz "Rejs",
d) formalne słabości niektórych filmów Barei są dość widoczne, ale przyczyny są dwojakie: istotnie nie był on estetycznym pedantem, ale cenzura też tu miała pewien niebagatelny wkład (w obniżaniu ciągłości fabuły...),
e) Miś, Co mi zrobisz, Brunet są świetnymi przykładami, że w sztuce wszelkie formalne wymagania nie są najważniejsze. Humor tam zawarty unieważnia wszelkie uchybienia tego typu, ba, ten chaos zaczyna sam stanowić pewien walor,
f) zrozumiałe, że krytyka ma tu spory problem, bo z jednej strony sukces u widowni, a z drugiej na żaden festiwal czegoś takiego nie da się wypuścić, bo ani to zrozumiałe (dla zagranicznego widza), ani szlachetne rzemieślniczo.
g) dla jakiegoś Akademika z Hollywoodu to pewnie wygląda na robotę marnego amatora, a przecież Bareja kręcił tak nie dlatego, że chciał, czy, że nie umiał (umiał), tylko, że inaczej za bardzo mu nie pozwalano... Z powodu reżimu, cenzury, braku taśmy, niezrozumienia środowiska - stworzył swój własny, autonomiczny gatunek.
Dlatego moim zdaniem Janicki żadnej zbrodni nie popełnił: to są z punktu widzenia annałów filmowych jednak chrome dzieła, ale jednocześnie jedne z najśmieszniejszych filmów jakie u nas zrobiono. Wspaniały żart, powiedziany nawet przez lekko sepleniącego - nadal jest kapitalnym żartem. A uśmiech jest przecież najcenniejszy w naszym podłym świecie, stąd ta cała formalna reszta nagle jest bez znaczenia!