Obejrzałem obydwa filmy. "Diabeł" średnio mi się podobał (choć mogłem go nie docenić przez to, że oglądałem go ledwo rozbudzony o trzeciej rano), mniej więcej nadążałem za historią, ale chyba niezbyt załapałem zawartą metaforę... Do tego jeszcze rozhisteryzowana gra aktorska, chyba nawet bardziej niż w innych filmach Żuławskiego.
"Na srebrnym globie" zrobił na mnie duże wrażenie. Może nawet bardzo duże, aczkolwiek nie aż takie, jak "Trzecia część nocy". Tutaj z kolei bardzo szybko pogubiłem się w historii i nie jestem pewien, o czym jest ten film tak naprawdę. Natomiast wizualnie film był rewelacyjny, jak również sama koncepcja takiego monumentalnego filozoficznego science-fiction. Wielka szkoda, że film jest niekompletny - wygląda na to, że najciekawsze kawałki nie zostały zrealizowane/nie zachowały się (?). Chociaż powiem szczerze i subiektywnie, że te wstawki z głosem Żuławskiego też miały w sobie coś (trudno to wyrazić) takiego, że nawet pasowały do reszty. Nie wiem co miał na celu, przedstawiając zdjęcia Warszawy, ale te zdjęcia ludzi na ruchomych schodach, w przejściu podziemnym, w tle ta muzyka i do tego głoś Żuławskiego objaśniający akcję - oczywiście nie zastępuje to nieistniejących scen, ale te wstawki też zrobiły na mnie jakieś osobliwe (ale pozytywne) wrażenie.
Chętnie dowiedziałbym się więcej na temat produkcji "Na srebrnym globie", o co tam chodziło z tą całą aferą, ogólnie coś o historii tego filmu.