Pan Anatol napisał(a):
Myślę, że warto sobie zrobić przerwę od kina japońskiego i zamiast tego obejrzeć trochę filmów Zanussiego, szczególnie tych, których jeszcze nie oglądałem, a o nich słyszałem, i tych, które obejrzałem jeden raz i zwróciły już moją uwagę.
Oż ty papugo jedna... tydzień temu zacząłem oglądać Zanussiego i już się znaleźli naśladowcy.
Zanussi powinien mi być wdzięczny... nabijam mu licznik fanów!
Dostał Węża w 2015, przechodził podobno trudny okres i jego filmy nie cieszyły się już takim uznaniem, jak kiedyś, a tu proszę, prawdziwy renesans, znów jest na fali, nie ma co!
Niestety, obejrzałem "Serce na dłoni" i myślę, że jeżeli "Obce ciało" miało taki sam poziom, jak "Serce...", to się nie dziwię tym, którzy dali mu Węża. To nie jest Zanussi. To jakiś oszust, który podał się za Zanussiego, aby zbić kasę na tym czymś. Podobnie jak Kilar - CO ZA BEZNADZIEJNA MUZA!!! Nie, to nie może być Kilar! To nie może być wirtuoz, który nawet dla przeciętnego kryminału z Phoenixem i Wahlbergiem tworzy dzieło wysokiej klasy - utwór "Vadim's Death". Te irytujące dźwięki brzmią, jak jakiś dzwonek w telefonie!
Fabularnie - nuda. Nuda do kwadratu. Doceniam zamysł - zrobić parodię filmów o śmierci, jak "Spirala" czy "Życie jako śmiertelna choroba etc., etc." i opowiedzieć historię Stefana, który chce popełnić samobójstwo, ale cały czas mu nie wychodzi i szansa na udaną (sic!) śmierć pojawia się, kiedy pewien milioner-imprezowicz jest zmuszony ratować swoje życie i chce wykorzystać serce Stefana, aby dokonać przeszczepu. Niestety, Zanussiemu zabrakło pomysłu na ciekawą akcję i zabawne dialogi, które jak dotąd były zawsze dobrą stroną jego filmów (pamiętacie "Polskie wodociągi w moim domu?"
). Tutaj mamy pomysł, żeby w ramach kary asystent biznesmena został ukarany... sprowadzeniem męskiej prostytutki zamiast żeńskiej (
). Albo dowiadujemy się, że obok ludzi, którzy mogą żyć bez palenia, są ludzie, którzy żyją... z paleniem. Cóż za przenikliwy humor...
Nie od dziś wiadomo, że nie można ufać reklamie, ta zasada nie dotyczy "Serca na dłoni" reklamowanego jako "Śmiertelnie poważna komedia". Rzeczywiście - śmiertelnie poważna. Ani razu się nie zaśmiałem. Twórcy filmu są z nami szczerzy, to im przyznaję, nie można im odmówić uczciwości.
Ale nie wszystko jest w tym filmie beznadziejne. Zakończenie uważam za bardzo udane, śmieszne i przewrotne, a Doda zostaje śpiewaczką operową.
Szkoda tylko, że cały film taki nie jest...