Pan Anatol napisał(a):
To był poeta, liryk, kameralista. Porównanie na kolanie wymyślone teraz, ale to tak, jakby próbować porównać np. Dostojewskiego i Tadeusza Różewicza. Trudna sprawa i chyba nie bardzo sensowna.
Nikt przecież ich nie porównuje, mówimy o wkładzie w sztukę kina. Wkład Nasfetera był niemierzalny wręcz, mówiąc oględnie.
Pan Anatol napisał(a):
Te filmy nie są co prawda wolne od usterek i niedociągnięć...
Oj nie są...
Pan Anatol napisał(a):
Mamy też oczywiście udane wielkie produkcje, np. "Ziemię obiecaną"; może mnie zachwycać sprawność realizacji, świetny scenariusz, wspaniałe aktorstwo, ale ja tam nie widzę człowieka, pochylenia się nad ludzkimi sprawami.
W takich momentach za bardzo nie wiem co odpowiedzieć.
To mówisz, że nie o ludzkich sprawach jest ZO? Hmmm.
Pan Anatol napisał(a):
... tego typu zestawienia pełnią też funkcję popularyzacyjną, to podejście polegające na włączaniu w nie nowych, mniej znanych, a wartościowych i ciekawych produkcji wydaje mi się lepsze niż tworzenie nowych permutacji tego samego zbioru arcydzieł poprzez zamianę miejscami "Obywatela Kane'a" i "Zawrotu głowy" czy "Reguł gry" i "Towarzyszy broni".
Rozumiem koncepcję "bij mistrza", ale wystawianie na ring z Kulejem mocno średniego i nieopierzonego juniora zazwyczaj kończy się dość boleśnie. W tym wypadku wręcz humorystycznie. Bardzo np. lubię i cenię Józefa Nalberczaka, zatem dla popularyzacji jego talentu uznam, że jest jednym z najlepszych aktorów w dziejach polskiego kina i miejsce w pierwszej światowej setce aktorskiej wszech czasów mu się należy, jak psu buda. A kto mi zabroni? :)
Tak się jednak składa, że podobne rankingi - owszem będące rodzajem pewnej zabawy- nie polegają na wprowadzaniu dowolnych wrzutek. Ten "Obywatel Kane", czy "Towarzysze broni" mają po prostu znakomite "papiery" i były milowymi kamieniami w rozwoju sztuki filmowej. "Kolorowe pończochy" takich papierów po prostu nie mają.
Absolutnie jestem za propagowaniem filmów Nasfetera, ale myślę, że zestawianie go z wielkimi nazwiskami KINA robi więcej szkody niż pożytku. Absolutnie istnieje życie poza takimi rankingami i jest wiele perełek filmowych, które z jakichś tam względów nas poruszają, ale czy muszą koniecznie być od razu lokowane obok Renoira i Felliniego? Przecież to śmieszne. Czy ktoś wstawia "Misia" do pierwszej setki kina światowego, choć przecież w jakichś kategoriach to film ISTOTNIE mistrzowski? No właśnie...
Pan Anatol napisał(a):
A wracając już ściślej do Nasfetera - które jego filmy uważasz za klasę lepsze od "Pończoch"? Nie chodzi mi o jakąś polemikę - ja osobiście najbardziej lubię ten wczesny etap, ale przecież bardzo cenię też pozostałe - po prostu jestem ciekaw.
Zdecydowanie lepsze wg mnie są (z tych co widziałem) : "Abel twój brat", `"Zbrodniarz i panna", no i oczywiście "Niekochana". Ciekawy, mocno "osobny" reżyser, wart zainteresowania bez dwóch zdań.