Teslicus napisał(a):
Ja również uważam, że w przypadku Kolbego nie można mówić o samobójstwie - nie można nazwać strażaka, który biegnie do płonącego domu, aby uratować ludzi w niebezpieczeństwie, samobójcą.
Oczywiście, że nie! Strażak nie ma pewności, że zginie. Kolbe nie mógł się łudzić, że przeżyje.
Rafal Dajbor napisał(a):
Nie, oddanie życia po to, by uratować czyjeś inne życie nie jest samobójstwem w świetle nauki Kościoła.
Skoro tak uważasz... Nie upieram się.
Odszczekuję wszystko. Jeżeli czyn nie jest zatem grzeszny, a skutkuje jeszcze świętością - widać jest czynem wysoce chwalebnym. Kościół katolicki pochwala i admiruje samobójstwo altruistyczne. Przyjmuję to do wiadomości.
Rafal Dajbor napisał(a):
Skutek czynu jest oczywiście ważny, ale to, z jaką intencją dokonywany był akt wolnej woli jest bardzo istotny.
Ba, jest decydujący! A znasz prawdziwą intencję ojca Kolbe?
Rafal Dajbor napisał(a):
tak do końca wiemy co nim kierowało? Chciał uratować Gajowniczka, czy też może miał dość obozu i chciał się z niego wydostać poprzez śmierć?
Otóż właśnie... Ale jeżeli chciał się "wydostać", to wtedy jest to już JEDNAK czyste samobójstwo, a uratowanie życia tylko swoistym alibi... Nawet nauka Kościoła musiała by tak uznać.
Rafal Dajbor napisał(a):
Nikt kto uprawiał antyżydowską publicystykę przed Holokaustem z oczywistych powodów nie mógł wiedzieć, że to się TAK skończy.
Nikt. Ale nie znaczy to jeszcze, że nie można tego oceniać negatywnie. Ani przed, ani tym bardziej po. Antyżydowska propaganda toczona przez lata mogła zwiększyć, czy zmniejszyć liczbę ofiar Holokaustu? A może była obojętna?
A czy ja gdzieś podejmowałem temat antysemityzmu u ojca Kolbe? Wystarczy mi jego admiracja i podziw dla Hitlera.
Rafal Dajbor napisał(a):
Nie powinno się jednak stawiać moralnego znaku równości między antyżydowską postawą i pisaniną z tamtych lat, a tym, co pisano na ten temat "po".
A ktoś stawia? Ta
po była aktem skrajnego braku współczucia, ta
przed "jedynie" zaprzeczeniem chrześcijaństwa. A mówimy wszak o księdzu, świętym - zatem wzorcem... Można mieć pewne pytania w tej sytuacji, czy nie? Zanusii kręci film zdecydowanie
po, zatem nie może o tym wszystkim nie wiedzieć, może jedynie przed tym uciec. I ucieka.
karel napisał(a):
Holt_ napisał(a):
Reszta Zanussiego jest dla mnie niestrawna, bo filmy jego prezentują wszystko co najbardziej mnie w KMN razi - tzn stylizację gry aktorskiej na naturszczykostwo, łopatologię scenariuszy, namaszczony/napuszony sposób prezentowania dylematów etycznych.
Rozumiem zarzuty, bo w niektórych słabszych filmach Zanussiego też mnie to drażni, aczkolwiek nie odnalazłem tego, o czym piszesz, ani w "Spirali", ani w "Constansie", ani w "Iluminacji" czy "Strukturze kryształu".
Holt chyba zbytnio uogólnia. Ja również nie dostrzegam nic z tego w "Zaliczeniu", "Za ścianą", "Spirali" czy w "Życiu rodzinnym". To koronkowo i subtelnie utkane scenariusze, z eterycznymi rolami aktorskimi (Za ścianą, Życie rodzinne). "Spirala" powala śmiałą tematyką i skrajną odwagą w wiwisekcji losu człowieka.
Nie do końca rozumiem ten zarzut o naturszczykowstwo. Zanussi zazwyczaj obsadza uznanych aktorów i prowadzi ich koncertowo.
Ale z drugiej strony, po kapitalnym początku, w drugiej połowie twórczości Zanussi niebezpiecznie często wypełnia te Holtowe zarzuty...
Wygląda, że dla Holta Zanussi zrobił JEDEN godny i wartościowy film. Nie jest chyba aż tak źle...
Kałużyński, który też nie cierpiał KMN, przed "Spiralą" padł na twarz. Jeszcze przed Barwami, Zanusii był uznany za wielki talent, nawet Amerykanie dali mu zrobić kryminał, co nie zdarzało się przecież zbyt często w tamtych czasach...