Niewątpliwie swego czasu bardzo ważny reżyser polskiej kinematografii. Według Filmwebu widziałem dokładnie połowę jego filmografii, dziewięć z osiemnastu pozycji, i na temat tej dziewiątki mogę parę słów powiedzieć.
"Celuloza" i jej sequel "Pod gwiazdą frygijską" to jedne z ciekawszych polskich filmów tego czasu, utrzymanych w poetyce socrealistycznej. Nie ma w nich właściwie tych karykaturalnych przekłamań charakterystycznych dla tejże poetyki, widać za to pewne inspiracje neorealizmem. Ja dostrzegam w nich jeszcze pewne echa sowieckich filmów o Maksymie z lat 30. Nie mogę powiedzieć, żeby mnie zachwyciły, ale da się je obejrzeć bez takiego dystansu, jaki towarzyszy przeważnie oglądaniu filmów z tego okresu.
Następnie mamy dwa bardzo ciekawe i lubiane przeze mnie filmy, które są trochę zapomniane i niedocenione, domyślam się, z jakich powodów, ale jednocześnie nie do końca się z nimi zgadzam. Fabuła "Cienia" wydaje się wyjęta z filmu socrealistycznego, i to jednego z tych bardziej sztampowych i karykaturalnych - mamy bowiem do czynienia ze złowrogim sabotażystą, zdrajcą i tak dalej. Natomiast bardzo ciekawa wydaje mi się narracja tej historii, z trzema dość sprawnie opowiedzianymi nowelami i ramą kompozycyjną, które to elementy dopiero pod koniec filmu splatają się w nawet zgrabną formalnie całość. Rozumiem, że treść tego dzieła Kawalerowicza może budzić opory, ale jego forma mnie zaciekawiła i mi się spodobała.
Następny w filmografii jest "Prawdziwy koniec wielkiej wojny". W tym z kolei filmie ujęła mnie niezwykle oniryczna i melancholijna atmosfera, tworzona między innymi przez zdjęcia Jerzego Lipmana. Wprawdzie opowiadana historia jest trochę melodramatyczna, ale wydaje mi się, że jednak wszystkie jej elementy ze sobą dobrze współgrają. Kiedyś już chyba rozmawialiśmy na temat tego filmu i z tego co pamiętam, wątpliwości budziła postać grana przez Rolanda Głowackiego, jego bardzo specyficzny sposób gry i dość groteskowe wstawki/flashbacki do obozowych przeżyć bohatera. Zgadzam się, że osiągnięto tu dość nietypowe efekty, które mogą budzić kontrowersje, natomiast nie uważam, by były to efekty jednoznacznie złe i nieudane.
Dalej mamy trzy filmy, o których już chyba wszystko powiedziano, co było do powiedzenia, więc nie mam specjalnie nic odkrywczego do dodania - chodzi oczywiście o "Pociąg", "Matkę Joannę..." oraz "Faraona". Z tej trójki najbardziej lubię chyba ten ostatni tytuł, ale wszystkie trzy to absolutne klasyki tamtego okresu polskiej kinematografii. Przynajmniej na naszym forum dużą estymą cieszy się też późniejsza "Śmierć prezydenta" i ja z takim stanowiskiem się zgadzam - to bardzo dobry, epicki film, choć nie widzę w nim aż takiej odkrywczości, jak we wcześniejszych dziełach Kawalerowicza. Być może jednak taka była tendencja w kinie zarówno polskim, jak i światowym.
Między "Faraonem" a "Śmiercią prezydenta" powstał jeszcze film "Gra", który nie jest aż tak dobry, niemniej uważam, że warto go zobaczyć jako jeden z nie tak znowu wielu przykładów prób eksperymentowania i "nowofalizacji" polskiego kina. Wyszła z tego mieszanka rzeczy niezłych oraz tak dziwacznych czy groteskowych, że nie sposób ich brać dziś zupełnie poważnie (podobnie trochę, jak wypadku "Molo" Solarza) - niemniej nawet rzeczy z tej drugiej kategorii oglądałem z pewnym zaciekawieniem, więc też nie spisywałbym tego filmu na zupełne straty.
I to tyle, jeśli chodzi o moje oglądanie Kawalerowicza. Przydałoby się może jedynie uzupełnić sobie "Austerię", do której jakoś nigdy nie mogłem się zabrać. Ciekawi mnie trochę również debiutancka "Gromada", ale to na pewno kiedyś nadrobię w ramach przeglądu kina socrealistycznego.

Nie pokuszę się o jakąś syntezę, bo jednak była to twórczość dość różnorodna, jak to zresztą zwykle bywa u reżyserów tworzących przez długi czas.