Podróże 24 klatki/s napisał(a):
Rafal Dajbor napisał(a):
A na przykład filmy sensacyjne wychodzą nam całkiem nieźle.
Szacunek za rolę w "Gicie"
Bardzo dziękuję.
Podróże 24 klatki/s napisał(a):
W naszym współczesnym kinie popularnym, czy rozrywkowym, jak go tam zwał, całkiem leżą role epizodyczne. Dlatego ta sztuczność i nienaturalność jest tak mocno odczuwalna. Nikt sobie tym głowy nie zaprząta i oto nie dba. Dlatego odjechało nam kino niemieckie. Jeżeli ktoś oglądał serial Babylon Berlin to wie o czym mówię.
Nie wspominając kina amerykańskiego, gdzie facet w tle, wchodzący do sklepu i z jeno zdaniową kwestią jest tak naturalny i prawdziwy, że jestem w środku akcji, nic nie odciąga mojej uwagi, żadna drętwota.
Nie to, żebym jak pasażer statku po Zalewie Zegrzyńskim psioczył na polskie kino.
Mieliśmy warsztat, kiedyś. Obecnie gdzieś się zatraciło.
Ano niestety. Oczywiście są dziś aktorzy przykuwający uwagę na drugim planie. Dla mnie to przede wszystkim Grzegorz Kowalczyk (także grał w "Gicie"), Robert Wabich (kawał aktora drugoplanowego moim zdaniem!), Jarosław Gruda, z młodszych - Jacek Beler. Ale to są wysepki w morzu nijakości. Mógłbym wskazać kilka przyczyn. Pierwsza - oszczędności. Widać to zwłaszcza w kinie Patryka Vegi, który w epizodach obsadza gdzieś w 20% aktorów, a w 80% - nic nie umiejących amatorów (nie mylić z naturszczykami tak zwanymi, bo to nie ta kategoria). Druga - brak czasu na doszlifowywanie epizodów. Ileż to razy grając coś małego niemal nie miałem kontaktu z reżyserem, który w ogóle nie zwracał uwagi jak gram, co gram... Koledzy-aktorzy to potwierdzają. I trzecia - jest rzeczywiście jakiś brak ciekawych twarzy i tu moim zdaniem w grę wchodzą dwie "podprzyczyny". A więc po pierwsze - polityka szkół aktorskich, które w pewnym okresie (mniej-więcej od lat 70., do końca pierwszej dekady XXI wieku) obcinały większość ludzi charakterystycznych wychodząc z założenia, że im bardziej aktor jest "z wyglądu podobny zupełnie do nikogo" - tym łatwiej będzie reżyserom zapisać tę "białą kartę", którą ów aktor jest (nie wymyśliłem tego, wiem to od pedagogów, którzy obecnie są moimi znajomymi). A po drugie - czystość etniczna powojennej Polski. Przed wojną były mieszanki. Krew polska mieszała się z żydowską, tatarską (Gorczyński! A także Emir Buczacki), rosyjską, litewską, niemiecką...... A drugiej wojnie światowej Polska stała się krajem właściwie jednorodnym etnicznie. Nie ma mieszanek krwi dających ciekawe, nietypowe twarze. Stąd brak tych wspaniałych "gęb" ekranu. To ostatnie to też nie moje.
Tezę tę postawiła Monika Talarczyk-Gubała w recenzji mojej książki w miesięczniku "Kino". Ale w pełni się pod tym podpisuję.
_________________
...i zdanżam na czas proszę pana!
www.mariuszgorczynski.pl