Witam,
wczoraj obejrzałem Magnezję, i muszę przyznać że też mi się bardzo podobała. Dawno nie było w polskim kinie takiego filmu. A lubię polskie easterny (Wilcze echa, Prawo pięść itd.). Jednak przed oglądnięciem Magnezjii pryeczytałem na Filmwebie bardzo negatywną recenzję tego filmu (
https://www.filmweb.pl/film/Magnezja-20 ... FF,3192695), którą poniżej przytoczę, i byłem nastawiony na film słaby, a tu niespodzianka - film mi sie podobał. Nawet bardzo. Już pomyślałem że może nie rozumiem filmów i coś ze mną jest nie tak (he,he), ale na szczęście dziś ukazała się też pozytywna recenzja Holta, którego zdanie bardzo cenię
i od razu poczułem się lepiej
Tu ta recenzja z filmwebu:
Polski przedstawiciel w międzynarodowym konkursie Warszawskiego Festiwalu Filmowego stał się dla widzów pewnikiem takim jak śmierć i podatki. Nie ma w tym nic dziwnego, premiery rodzimych twórców zawsze przyciągają pełne sale widzów, a spotkania z powszechnie znanymi artystami, towarzyszące pokazom dla wielu stanowią atrakcję większą niż sama projekcja. Jednak zdarzają się przypadki, kiedy dobór repertuaru każe poważnie zastanowić się, czy selekcjonerzy nie przymknęli oka na jakość produkcji, chcąc za wszelką cenę umieścić ją w konkursie. Takie pytanie zadawałem sobie w kontekście Procederu Michała Węgrzyna i niestety po roku znów chodzi mi o no po głowie, za sprawą Magnezji.
Osadzona w konwencji easternu historia dziejąca się w dwudziestoleciu międzywojennym w małym którego lwia część mieszkańców żyje z przemytu, przygranicznym miasteczku we wschodniej Polsce była autorską wizją Macieja Bochniaka i Mateusza Kościukiewicza. Panowie współpracowali już wcześniej nad scenariuszem do Disco Polo, które co prawda podzieliło krytykę, ale zanotowało bardzo przyzwoity wynik finansowy, co mogło zachęcić twórców do puszczenia wodzy wyobraźni i stworzenia filmu niepodobnego do niczego co widzowie nad Wisłą mogli oglądać w ostatnich latach.
Magnezja to wielowątkowa opowieść, w której ciężko wskazać głównego bohatera, czy oś fabularną. Śledzimy losy przestępczej familii Levenfiszów, na której czele po śmierci ojca staje Róża (Maja Ostaszewska) i z pomocą sióstr Lili (Małgorzata Gorol) i Zbroji (Borys Szyc) postanawia poszerzyć zakres działalności o handel narkotykami. Równie ważnymi postaciami są syjamscy bracia Albin (Dawid Ogrodnik) i Albert (Mateusz Kościukiewicz) Hudini uznani w swoim miasteczku za mutantów. Marzeniem mężczyzn jest zdobycie pieniędzy na operacje rozdzielenia ich oraz ucieczka do miejsca, w którym zostaną zaakceptowani. Dużo czasu ekranowego dostaje również motyw radzieckich przemytników, dowodzonych przez Lwa (Andrzej Chyra) i planowanego małżeństwa jego syna z córką prezesa banku, czy wreszcie historia Inspektor Stanisławy Kochaj (Agata Kulesza) rozwiązującej sprawę zagadkowego morderstwa.
Żadna z wymienionych historii nie dzieje się w próżni, należy je traktować raczej jako kłębek wzajemnie ze sobą powiązanych i przeplatających się wątków. Ciężko stwierdzić, żeby nad tym narracyjnym chaosem ktokolwiek panował. Im dalej wchodzimy w tę skomplikowaną historię, tym bardziej dostrzegamy, że niewiele w niej sensu. Kolejne układy, zdrady, kradzieże i morderstwa po prostu dzieją się, a zbudowana wokół nich otoczka fabularna jest na tyle krucha, że ciężko powiedzieć, z czego wynikają konkretne decyzje postaci. Zresztą postaci wyjątkowo słabo napisanych, co potęguje wrażenie irracjonalności podejmowanych przez nie wyborów. Wszystko wskazuje na to, że budowanie wiarygodnej wielowątkowej kryminalnej intrygi nie jest największym atutem duetu scenarzystów. Co więc może nim być? Obawiam się, że zdaniem samych autorów poczucie humoru, co zaowocowało serią żenujących dowcipów. Dość powiedzieć, że braci syjamskich poznajemy podczas wspólnej wizyty na sedesie, a postać Borysa Szyca to ni mniej, ni więcej, a poziom „chłopa przebranego za babę” znanego z kabaretu Koń Polski czy występów Genowefy Pigwy, która zresztą mogła posłużyć za inspirację do wymyślania kolejnych prześmiewczych nazwisk, które nosili bohaterowie. Magnezja praktycznie od pierwszych do ostatnich minut raczy widza dowcipem prymitywnym, odtwórczym i przede wszystkim absolutnie nieśmiesznym.
Kolejnym mankamentem produkcji Bochniaka jest wyjątkowo zły casting. Oczywiście trzeba mu przyznać, że udało się zatrudnić znanych i cenionych aktorów, ale praktycznie żadna decyzja nie broni się na ekranie. Maja Ostaszewska nie potrafi sprawiać wrażenia bezwzględnej przestępczyni, Kościukiewiczowi i Ogrodnikowi brakuje ekranowej chemii, która urealniłaby ich postacie, Agata Kulesza całkowicie prześlizguje się obok filmu, a Borys Szyc w żeńskiej roli ociera się o szczyty żenady. Cały aktorski potencjał został zmarnowany i w zasadzie ciężko mi wymienić kogokolwiek, wyróżniającego się z obsady pozytywnie.
Z całej ekipy można natomiast powiedzieć kilka dobrych słów o twórcy muzyki Janie A.P. Kaczmarku, kostiumolożce Dorocie Roqueplo i scenografie Marku Warszewskim. To oni sprawili, że Magnezja ciągle trzyma się estetyki dzikiego zachodu, co pozostaje największym atutem tej produkcji. Niestety trzeba przyznać, że to dość mało, zwłaszcza jeśli mówimy o filmie, którego twórcy mieli zamiar zachwycać festiwalowych jurorów. Bo o ile jestem w stanie uwierzyć, że po ogólnopolskiej premierze pełna prymitywnego dowcipu Magnezja znajdzie swoich zwolenników, to jestem niemal pewien, że pokazy festiwalowe przyniosą twórcom więcej zmartwień niż pożytku.
http://pelnasala.pl/magnezja/