Statysta napisał(a):
Myślę ,że serial ma przewagę dzięki parze Aktorów: Kamasowi i Pawlikowi,którzy zagrali tu na 200%.
To jest, że tak powiem klasykiem: oczywista oczywistość.
Ale przecież serialowych przewag jest jeszcze sporo więcej!
1. Genialna muzyka Kurylewicza.
2. U Hasa pachnie na okrągło teatralną umownością, "Lalka" Bera to do cna realistyczna opowieść. A przecież B. Prus był wielkim realistą i kronikarzem. Do bólu konkretnym i stojącym obiema nogami na ziemi.
3. Z pktu 2 wynika niestety wszystko inne, przerysowana scenografia, przerysowana gra aktorska. Uwielbiam Gołasa ale kudy mu tutaj do Wołłejki.
3. Inne role, nawet poboczne miażdżą film Hasa:
- kto dorównać może Szalawskiemu w roli starego Mincla?
- Mraczewski Englerta jest wzorcem z Sevres,
- Pieracki to dobry aktor, ale Boruński był nie mniej "urodzonym" Szumanem, niż Kamas Wokulskim,
- genialne role mają przecież w serialu: Maklakiewicz, Chamiec, Kłosiński, Wardejn, Baer, Czechowicz, Duriasz, Voit, Kwaskowski, Wilhelmi, Zintel, Szaflarska, Fronczewski, Ciecierski, Łapiński i można tak ciągnąć bez końca...
Ber po prostu znalazł poprawny klucz do przeniesienia tej powieści na ekran i nieoczekiwanie zatrybiły wszystkie elementy. Reżyseria, scenografia, muzyka, aktorzy... Nawet czołówka jest kapitalna i sugeruje, że nie jest to żaden romans, jeno kronika Warszawy (czym poniekąd książka jest także). To dzieło skończone, bez zbędnej nutki.
A nie da się przecież porównać symfonii Beethovena z symfonią Mozarta. Film Hasa nie jest złym filmem, ale aż ciarki przechodzą na myśl, że Ber mógł nie spróbować tego zrobić po swojemu...
A wynika, że przeczytał Prusa bardzo dobrze i zrozumiał, że wszystko co trzeba do arcydzieła filmowego tam już jest, wystarczy z pietyzmem tylko to pokazać i nic nie udziwniać. I tak zrobił.