(reż. Anca Damian, 2011)
Pisałem już o jednym filmie, który - acz artystycznie niedoskonały - wręcz otwierał scyzoryk w kieszeni widza. I oto kolejna pozycja działająca na podobnej zasadzie, chyba jednak bardziej ważka artystycznie. Film jest produkcji trochę bardziej rumuńskiej, niźli polskiej. I jest animowany, choć na pewno nie dla dzieci. Plastycznie wart uwagi: często miast animacji w ścisłym tego słowa znaczeniu mamy: a to zdjęcia autentycznych postaci, autentycznych dokumentów lub przedmiotów, a to znów techniki mieszane, pod koniec wręcz migawki z prawdziwych newsów telewizyjnych rumuńskich i polskich. Zwróciłem także uwagę na pomysłowe posługiwanie się tłem.
Prawie całą historię poznajemy z narracji nieżyjącego już bohatera (w wersji polskiej: kreacja głosowa Macieja Stuhra). Zaczyna się od telefonu z konsulatu rumuńskiego w Polsce do rodziny w Rumunii, informującego, iż narrator opowieści nie żyje, oraz, że konsulat nie będzie służył żadną pomocą, czyli, że rodzina musi sama opłacić koszt (drobne €2500) transportu ciała z Krakowa do kraju. Coś Wam taki początek przypomina? Chyba trochę "Bez końca" Kieślowskiego, gdzie w pierwszej scenie przemawia do nas aktor Radziwiłowicz i parafrazuje całe zdania z "Życia po życiu" Raymonda Moody’ego. A skoro już od pierwszych chwil wiemy, jak się opowieść skończy, to i chyba zarzut spoilerowania nie zostanie podniesiony… Zatem jest to opowieść o 33-letnim Rumunie Claudiu Crulicu, który miał wątpliwe szczęście wylądować w krakowskim areszcie przy ul. Montelupich. Intuicyjnie odgaduję, że to opowieść bliższa prawdzie, niż wiele innych opartych na faktach. Narracja cofa się do dzieciństwa chłopca, niezbyt szczęśliwego zresztą, choć ton narracji zza kadru pozostaje obficie zaprawiony ironią i cierpkim humorem. Szybko przerwana nauka szkolna, potem pierwsza praca, jakieś wyprawy handlowe za granicę. Krótkotrwałe ojcostwo w przelotnym związku z dziewczyną. Pierwsza sprawa karna w Krakowie, ośmiomiesięczny areszt zakończony zwolnieniem. Powrót do Rumunii i, mimo ostrzeżeń bliskich, wyjazd znowu do Polski, by z wolnej stopy odpowiadać w niegroźnie zapowiadającym się procesie; Crulic wracać nie musiał, tyle, że nie przewidział jaki obrót przybiorą rzeczy. I oto następuje kolejne zatrzymanie, tym razem w następstwie rozpoznania jako "sprawcy kradzieży" - przez sędziego polskiego Sądu Najwyższego. Po czym areszt na Montelupich. Mnogie listy aresztanta do różnych osób i instytucji z prośbami o pomoc. Bez skutku. Strajk głodowy jako forma protestu? Nie robi na nikim wrażenia. Szpital więzienny. Niepomocni lekarze. Aż śmierć staje się nieuchronna.
Czasem bywa tak, że odrealniony sposób prowadzenia narracji przydaje widzowi wrażenie obcowania z prawdą bardziej prawdziwą, jeszcze okropniejszą, niż gdybyśmy ją poznawali za pomocą filmu aktorskiego utrzymanego w konwencji naturalistycznej. Albo niż gdybyśmy oglądali dokument sensu stricto. Tu chyba jest taki przypadek. Animacja potrafi prześcignąć najbardziej rewelacyjny dokument. Nie dziwią więc liczne nagrody i nominacje dla "Drogi na drugą stronę". Zarazem bardzo dobra animacja - broni się sama. No i jeszcze Maciej Stuhr w polskim dubbingu tworzy prawdziwie bardzo dobrą rolę głosową; mistrzowsko pogrywa z widzem za pomocą doboru tekstów i intonacji.
PS Ciekawe jak się dziś czuje (jeśli on w ogóle cokolwiek odczuwa) ów polski sędzia, za sprawą którego następowało beznamiętne przedłużanie aresztu tymczasowego co kilka miesięcy. Albowiem ja wprawdzie nie wiem, czy alibi Crulica polegało na prawdzie, ale wciąż wkurza mnie – w tej sprawie oraz w innych - kiedy sądy na wniosek prokuratora orzekają zatrzymanie na trzy miesiące. A potem już jak automat, na kolejne trzy - w areszcie (tymczasowym!) - i jeszcze trzy i jeszcze... Przed wyrokiem! Bo co kogo w strukturach sprawiedliwości obchodzi obdarcie nieznanej im jednostki z wolności, prawda? Jak to formułuje, głosem Stuhra, sam bohater: "jak się raz dostaniesz w ich łapy (a nie masz układów za murem) – to przepadłeś".
|