O tym z kolei filmie było bardzo głośno, bo miał ponoc mieć inspirację w "Dzienniku 1954" Tyrmanda i syn autora "Złego" nie omieszkał, jak ma to w zwyczaju, po raz kolejny po lansować się na nazwisku taty i groził podobno procesem o prawa autorskie...
Nie wiem, jak to się skończyło, w każdym razie film powstał.
I faktycznie, postać głównego bohatera wygląda jakby była inspirowana Tyrmandem. Mało piszący literat, miłośnik jazzu, nie mogący sobie znaleźć miejsca w stalinowskiej Polsce. W tej roli pojawia się dość dawno nie widziany w dużym filmie Paweł Wilczak - alienację bohatera postanowił pokazać poprzez wyjątkowo oszczędna i minimalistycznie ekspresyjna grę. Jak to wypadło? Chyba nieźle, aczkolwiek...
Zauważyłem pewna prawidłowosc - ilekroć reżyser postanawia zrobić swój film na taśmie czarno białej, to dostosowuje do tego niejako klimat całego filmu: po wolna narracja, długie ujęcia...trzeba tuc chyba Maklakiewicza, a nie mnie, żeby to podsumować
. Ale i tak wydaje mi się, że film jest mniej "artystowski" niż np filmy Pawlikowskiego. Być może to kwestia kilku aktorów, którzy z takiej konwencji się wyłamują, bo chyba jej zwyczjanie nie lubią; mam tu na myśli przede wszystkim świetnego Sebastiana Stankiewicza, ale także np Wojciecha Mecwaldowskiego czy Jerzego Bończaka - (zabawna rola Bieruta, kompletnie inna od jego dotychczasowych wizerunków) .
Bez wątpienia ten film to najbardziej oryginalna wizja staliznizmu z jaką można było do tej pory spotkać się w polskim kinie od czasów "Dreszczy". Zgrabne przeplatanie jawy z oniryzmem, umiejętne dosypywanie szczypty absurdu (ta marycha u Bieruta!).
Ciekawa rzecz.
Aha, fajna nieduża rola córki Hanny Mikuc, Marii Sobocińskiej (niesamowicie podobna do mamy). Zagrać napięcie erotyczne bez ewidentnej erotyki - niełatwe zadanie, a poradziła sobie z tym świetnie.
7,5/10.
PS zapowiadałem też "Ja teraz kłamię", ale nie dam rady tego obejrzeć bez wspomagania, jka się okazuje, a whisky kupię chyba dopiero we wtorek...