Historia tzw Goralenvolku, czyli kolaboracyjnej organizacji dla mieszkańców Podhala, w skrócie mówiąc - górali, jest raczej niezbyt chętnie wspominana nie tylko przez dzisiejszych mieszkańców Podhala ale i przez mieszkańców Polski w ogóle; zwłaszcza przez tych, którzy historię Polski widzieliby jako jedną nieustającą paradę husarii. Kilka lat temu ukazała się dość mocno dyskutowana książka, pojawiało się trochę artykułów…no, i też nie było tak, jak często mówiono w mediach, że w PRL problem był całkiem przemilczany. Maria Kann napisała dwie fabularne książki dla młodzieży, „Dujawica” i „Owcze ścieżki”, w których niejako w ramach fabuły autorka pokazała trochę z całości - kto kolaborował, jak, dlaczego, co działo się potem po wojnie z tymi, co podpisali listę Goralenvolku…i tak dalej.
Czyli można powiedzieć , temat na film wystrzałowy. Można zrobić fajną produkcję.
Niestety, za temat złapał się Marcin Koszałka. Który jest znany z dwu rzeczy - bycia ciekawym choć nieco kontrowersyjnym dokumentalistą z pokaźnym dorobkiem; i z tego, że jako reżyser filmu fabularnego potrafil całkowicie spieprzyć taki samograj jak historia Karola Kota („Czerwony pająk”). Serio…to już chyba lepiej, żeby ktoś sfilmował „Dujawicę”.
Wymyślono więc historię braci Zawratów (dobrze, że ich Koziwierchami nie nazwano), przekombinowaną na maksa (jeden brat i córka sąsiada mają się ku sobie, ale z jakichś pokrętnych powodów on akurat nie podoba się teściom, za to z równie niewiadomych podoba się jego brat, a że zależy im na połączeniu gruntów i opyleniu ich budowniczym kolejki na Kasprowym, więc dziewczynę dostaje ten starszy brat). Brzmi dziwnie, a dalej jest jeszcze dziwniej, bo oto młodszy obraża się tak dalece, że zaczyna się kumać z hitlerowcami, albowiem tylko tak może odbudować poczucie własnej wartości i przewagi… Zresztą interpretacja motywacji bohaterów może wyglądać zupełnie inaczej, nie kłócę się, bo…nie podlegają one jakiejś wielkiej logice.
Jeśli ktoś chciał tu zobaczyć losy bohaterów rzucone na tło historyczne, to się zawiedzie. Pojedyncze postaci mają jakieś pojedyncze rysy bohaterów historycznych (młody Zawrat ma coś z Wacka Krzeptowskiego na przykład) ale to są luźne podobieństwa. Ogólnie akcja jest mocno zawieszona w powietrzu i tworzą ją jakby pojedyncze kadry, taki kalejdoskop powoli odwracany do innej pozycji. Miejscami mocno to nudne, a miejscami trochę groteskowe. Od czasu do czasu ktoś kogoś zabija, większych scen tego nie ma, co jakiś czas niemiecki oficer pokazuje Zawratowi i nam ofiary bardziej masowych egzekucji, bo sfilmowanie chyba za dużo by kosztowało. Ni z gruchy ni z pietruchy dowalone jest parę scen erotycznych, potrzebnych głównie po to, by Sandra Drzymalska pokazała swoje wdzięki. Góralska społeczność to w filmie kilkunastu górali. O których nie dowiadujemy się niemal nic. Tatry są w ogromnej mierze wzbogacane komputerowo. Absurdalna i całkowicie ahistoryczna scena z Woronowiczem w roli radzieckiego oficera.
Jakieś plusy w ogóle? Pokazanie jakiejś części motywacji zapisywania się na listy Goralenvolku. Rozpaczliwe starania Pławiaka o wydobycie czegoś z drewnianego scenariusza. Nienajgorsza w rola Gierszala. Parę widoczków gór.
W zasadzie najlepszym rozwiązaniem jest pozostanie przy obejrzeniu dość ciekawego zwiastuna tego filmu. Polecam.
Aha - i przeczytać „Dujawicę”, jeśli ktoś nie zna.
_________________ Film to życie, z którego wymazano plamy nudy - Alfred Hitchcock.
|