Wczoraj, z okazji 80. rocznicy wybuchu powstania warszawskiego, obejrzałem film o powstaniu...styczniowym. "Powstaniec 1863" jest przyzwoicie zrobiony, ma dobre zdjęcia i niezłe role C. Pazury oraz Olgierda Łukaszewicza. Ten drugi jest na tyle dobrym aktorem, że pozwolił mi zapomnieć o tym, jak karykaturalnie wygląda z wielką, siwą przyklejoną brodą. Na tym niestety pozytywy w zasadzie się kończą. Sebastian Fabijański zupełnie nie dźwignął roli księdza Brzóski i nie pozwala zrozumieć fenomenu tej postaci, przez cały film obnosząc zbolałą minę, a emocje okazując za pomocą dwóch środków wyrazu: trzęsących się warg i wytrzeszczonych oczu. Nie wiem, kto wpadł na pomysł, że Fabijański będzie pasował do tej roli, ale zdecydowanie się pomylił. Film ugina się pod ciężarem patosu, w czym swój udział ma też nieznośnie nabzdyczona muzyka. Sceny potyczek same w sobie nie są złe, aczkolwiek wygląda to tak, jakby powstanie polegało na walce jakiejś grupki straceńców, a jednak było nieco inaczej. Tak naprawdę niewiele dowiadujemy się o samym zrywie, jak i o księdzu Brzósce. Jednak znacznie ciekawszymi i dojrzalszymi filmami dotyczącymi powstania styczniowego są "Wierna rzeka" oraz "Szwadron". "Powstaniec 1863" jest lepszy od "Wyszyńskiego..." tego samego reżysera, ale lepszy tylko trochę, bo tamten był nieznośny w odbiorze, a ten jest mocno przeciętny. Moja ocena: 5/10.
_________________ My żyjemy!
|