To ciekawe, że akurat na ten film natrafiłeś, bo nie jest to jedno z najbardziej znanych ani uznawanych za najlepsze dzieł Nasfetera. Przeciwnie, Nasfeter sam za tym filmem nie bardzo przepadał, a widzowie prędko o nim zapomnieli. Niemniej uważam, że to film wart uwagi. Co więcej, muszę się pochwalić, że jestem autorem prawdopodobnie najbardziej wyczerpującego omówienia tego filmu.
Znalazło się ono w mojej pracy licencjackiej dotyczącej wczesnej twórczości Nasfetera. Dlatego też w szczególny sposób czuję się zobowiązany do podjęcia tego wątku (ale mam nadzieję, że i inni forumowicze widzieli i pamiętają ten film i coś będą mogli dodać od siebie). Przy czym muszę od razu dodać, że moja praca dotyczyła przede wszystkim poetyki tych filmów, a więc tego, jak są zrobione i jak "działają", a nie zagadnienia opisu dziecięcej psychiki i zachowań przez Nasfetera - choć oczywiście nie można od tego zupełnie abstrahować.
Gdyby ktoś był ciekaw treści mojej pracy, to można ją ściągnąć z repozytorium UJ (zakładka "Pliki"):
https://www.ap.uj.edu.pl/diplomas/139136/ Uważam, że jest całkiem niezła.
Ale teraz poruszę tylko dwie sprawy.
Po pierwsze, wydaje mi się, że krytycy nie bardzo wiedzieli, jak ugryźć ten film, i w związku z tym nie docenili go, co pewnie przyczyniło się w jakimś stopniu do zapomnienia tego tytułu. Warto pamiętać, że w tamtym czasie krytycy mieli taką obsesję na temat filmu, który przedstawiałby w sposób wierny i realistyczny codzienną rzeczywistość zwykłego obywatela, ale jakoś nie mogli się takiego filmu doczekać - albo film faktycznie nie chciał przedstawiać codzienności, albo jak już ją przedstawiał, to krytykom coś nie pasowało - warto przypomnieć odbiór krytyczny takich filmów jak np. "Nóż w wodzie" czy "Rozwodów nie będzie", które przecież w jakimś stopniu nieźle oddawały klimat tamtych czasów. Uważam, że również i "Mojemu staremu" się to udaje, ale równocześnie ma on sporo takich elementów, które chyba trochę zdezorientowały odbiorców, takich jak epizodyczna, nieciągła narracja, postać starego Grzeli - dziwaka odległego od wzoru everymana, którego oczekiwali krytycy, rola Dymszy - trochę śmieszna, a trochę poważna, smutna, a więc wykraczająca poza proste schematy odbioru gry tego aktora, no i sprzężenie ze sobą wątku dorosłego i dziecięcego. Z recenzji wynika, że wielu potraktowało ten film jako taki zwykły film o dorosłych, a wątek dziecięcy, jak gdyby nie znając Nasfetera, uznało za taki sentymentalny dodatek, podczas gdy obydwa te wątki są raczej równorzędne i paralelne.
Po drugie, uważam, że "Mój stary" to bardzo ładny film o rozczarowaniu i pogodzeniu z własnym losem (w ogóle jest to charakterystyczny dla Nasfetera motyw), a środki użyte przez reżysera ukazują ten temat w ciekawy i adekwatny sposób. Pamiętajmy, że był to pierwszy film Nasfetera, w którym pojawiają się tacy naprawdę wybitni twórcy (pomijam Holoubka i Machulskiego w "Kolorowych pończochach") - są przecież bardzo ciekawe, podkreślające małomiasteczkową fotogenię zdjęcia Wójcika oraz melancholijna, paryska (a więc nawiązująca do kraju emigracji "starego") muzyka Komedy. Każdy z tych wczesnych filmów Nasfetera dotyczy dziecięcego marzenia, ale tutaj to marzenie dotyczy już nie przedmiotu, ale człowieka, co komplikuje ten temat i tym samym czyni go ciekawszym, bardziej dojrzałym. Jackiewicz dostrzegał w tym krok naprzód w twórczości reżysera. Można dostrzec ciekawy paralelizm między losami bohaterów - ojca i syna. Każdy z nich jest takim outsiderem - młody ze względu na brak ojca, a stary - ze względu na odmienną postawę wobec rzeczywistości. Obydwaj próbują ułożyć sobie tę rzeczywistość po swojemu - młody poprzez mit o ojcu-siłaczu Rinaldinim, a stary przez własny biznes - i obydwaj też ostatecznie godzą się ze swoim losem, rezygnują z tych planów, ale nie ma to jakiegoś tragicznego wydźwięku, nie mamy jakiegoś wyzucia tych bohaterów z ich podmiotowości. Mamy za to jakieś łagodne rozczarowanie, ale też poczucie, że życie toczy się dalej i niekoniecznie jest to jakieś nieszczęście. Mamy też to, czego zabrakło bohaterce "Jadźki" i co czyniło tamtą opowieść bardziej tragiczną - w "Moim starym" ojciec zatrudnia się w stoczni i rezygnuje ze szkoły dla psów, broni się też przed zarzutami jednego z sąsiadów i siłuje się z nim, czym zyskuje respekt młodego Grzeli i jego kolegów, a więc obydwu bohaterom udaje się jakoś powrócić na łono społeczności. Taka trochę smutna, a trochę optymistyczna, ambiwalentna tonacja emocjonalna wydaje mi się czymś ciekawym w tym filmie i z tego powodu bardzo go lubię.
A tymczasem chętnie posłucham, co inni mają do powiedzenia.