Napisałem dość długi tekst o "Ostatniej rodzinie" i nagle nastąpiło jakieś zwarcie w moim komputerze i wszystko co napisałem przepadło...
Nie wiem czy będę umiał jeszcze raz zebrać myśli, ale spróbuję...
Na filmie byłem w szczecińskim Multikinie (sala prawie pełna). Początkowo zamierzałem pójść do kina studyjnego, ale z różnych powodów wylądowałem w multipleksie, czego nie lubię, bo słodki zapach popcornu i widok ludzi z "wiadrami" tego świństwa w dłoniach skutecznie wybiło mnie z nastroju obcowania ze sztuką. Na szczęście, gdy już znalazłem się na sali, zgasło światło, a ja przedarłem się przez zasieki reklam i zwiastunów, ten nastój udało mi się przywołać z powrotem.
Rzeczywiście jest to film, w którym z pozoru niewiele bądź zgoła nic się nie dzieje, a mimo to nie sposób oderwać wzroku od ekranu. Matuszyński pokazuje rodzinę Beksińskich, jako niezwykły, wyjątkowy mikrokosmos, ludzi skrajnie odmiennych, ale jednocześnie bardzo sobie bliskich, połączonych niewidoczną nicią, która przecierała się, pękała, aż wreszcie pękła wraz ze śmiercią Beksińskiego seniora. Film w ciągu dwóch godzin pokazuje kilkadziesiąt lat życia jednej rodziny, co nie jest zadaniem łatwym, można narazić się na zarzuty, że coś się w niewystarczający sposób uwypukliło, coś innego przerysowało. Ja wizję reżysera kupuję, ale rozumiem tych, którzy mogą jej jednak nie przyjąć.
„Ostatnia rodzina” jest świetnie zrealizowana pod względem technicznym, zwraca uwagę znakomita scenografia, dbałość o detale, które w tak kameralnym filmie, rozgrywającym się w zasadzie wyłącznie we wnętrzach, są wbrew pozorom nie mniej ważne niż w kinie widowiskowym. Warto docenić też zdjęcia i płynne przechodzenie między filmem właściwym, a tym, co utrwalał na VHS-ie Zdzisław Beksiński. Jest to zrobione niezwykle przekonująco, nie czuć żadnej sztuczności.
Aktorstwo oceniam równie wysoko, jak moi przedmówcy, aczkolwiek akcenty rozłożyłbym nieco inaczej.
Andrzej Seweryn – rewelacyjny. Fantastycznie zagrał genialnego obsesjonata, zdystansowanego do świata i rodziny. Zgodzę się jednak z kolegami, że bardziej jest to Beksiński Seweryna/Matuszyńskiego/Bolesty, taka ich wizja tego twórcy, bo też mam wątpliwości, czy był on taki w rzeczywistości. Trochę nie pasuje mi do wyobrażenia owego człowieka, jakie miałem od lat. Nie ulega wątpliwości, że nasz genialny aktor stworzył rolę znakomitą i może utrwalić w powszechnej świadomości taki właśnie wizerunek.
Ogrodnik podobał mi się mniej. Nawet biorąc pod uwagę liczne dziwactwa i specyficzną osobowość Tomasza B., mam wrażenie, że jest to rola nieco przeszarżowana. Za to w scenach radiowych… Coś niesamowitego! Miałem wrażenie, że słyszę głos prawdziwego Beksińskiego, a nie odtwarzającego go aktora. Uderzające podobieństwo.
Odkryciem filmu jest dla mnie jednak Aleksandra Konieczna. Uważam, że to rola absolutnie fantastyczna- subtelna, stonowana kreacja, a jakże przejmująca jednocześnie. Wspaniale zagrała niezwykłą kobietę, która spędziła życie u boku dwóch wyjątkowych „dziwaków” obdarzonych nietuzinkowymi osobowościami, trudnych, męczących, ale których z pewnością głęboko kochała. Poruszająca jest scena, w której – świadoma nieuchronności śmierci – tłumaczy mężowi jak korzystać z pralki. Moim zdaniem rola Koniecznej jest naprawdę fenomenalna, godna najwyższych nagród.
„Ostatnia rodzina” to film o życiu, raczej jego prozie niż poezji, o piekle rodzinnych relacji i tym, co to piekło czyni znośnym – o miłości (jakkolwiek specyficzna by ona była; dajmy na to przez cały film Z. Bekisiński dotyka swego syna tylko w jednym momencie, warto zwrócić uwagę jak szczególna jest to sytuacja...) i przywiązaniu. Nade wszystko zaś, to dzieło o śmierci, ulotności, przemijaniu i kruchości wszystkiego wokół nas, ze szczególnym uwzględnieniem ludzkiego istnienia - niezależnie od tego ile razy, i na jakie sposoby staramy się je utrwalić na przeróżnych nośnikach.
Film opowiada o sprawach trudnych, o których czasami wolelibyśmy nie myśleć, ale nie jest ponury czy przygnębiający, wręcz przeciwnie – w wielu momentach jest nawet bardzo zabawny, ale nie ma tu mowy o przekraczaniu granicy dobrego smaku. Jak to w życiu: tragedia bywa przemieszana z komedią i czasem nie wiadomo czego w nim więcej… („Zosiu, Beksińska umarła!”)
„Ostatnia rodzina” to dzieło naprawdę na wysokim poziomie, może nie wybitne, ale bardzo dobre i dojrzałe, zwłaszcza, jeśli zważymy, że wyszło spod ręki debiutanta. Moja ocena: mocne 8/10. Czyli dokładnie taka sama, jaką wystawili poprzedzający mnie Chojrak i Sebastian.
Ufff… Mam nadzieję, że to, co napisałem powyżej jest w miarę składne i udało mi się przekazać moje przemyślenia po seansie. Pisałem szybko, bo obawiałem się, że znowu mi komputer „padnie”, a tego chyba bym po raz drugi nie przeżył.
Z góry przepraszam za błędy czy literówki.
P.S. Chojrak, nie bardzo wiem, dlaczego uważasz ostatnią scenę za niezrozumiałą...
P.S. 2. Sebastian, przyznam, że tą „Planetą singli” jako kandydatem do Oscara to mnie zastrzeliłeś.
Filmu nie widziałem, więc się nie wymądrzam, ale myślę, że niewiele ryzykuję stwierdzeniem, iż jesteś pewnie jedną z nielicznych osób na…planecie, która wpadłaby na taki pomysł.