Napisałem drugą część recenzji filmów o Nikodemie Dyzmie: tym razem ostatnią, oceniającą serial i film z Pazurą. Nie będę zamieszczał całego tekstu, bo jest on bardzo długi, ale w tym poście podzielę się z wami, co myślę o remake'u z 2002.
http://teslicus.blog.pl/2017/02/28/geni ... 2-od-1980/Cóż, trudno jest uznać, że III RP była krajem bezpiecznym i praworządnym. Ówczesna kinematografia szybko zaczęła eksponować wszystkie wady nowego świata – cenzura była już przeszłością, więc nie było żadnych zahamowań, aby ośmieszyć następny rozdział naszej historii. I w 2002 ktoś wpadł na pomysł, że Nikodem Dyzma czułby się w takim bagnie jak w domu! Więc nie ma co czekać, tylko ekranizować po raz trzeci! Ale czy aby na pewno?
Pomysł okazał się dyskusyjny jeszcze przed wejściem na ekrany. Z jednej strony – czemu nie? Serial powstał ponad 20 lat po filmie kinowym, tak samo było w tym przypadku – po dwudziestu latach następne pokolenie miało otrzymać własnego Dyzmę, który wyśmiałby ich własne czasy. Skoro utwór jest uniwersalny, to czemu go nie przypomnieć? Druga strona medalu była jednak taka, że serial był zbyt rewelacyjny, aby próbować go przebić. Czy istniał sens zastąpienia niezrównanego Wilhelmiego innym aktorem? Ostatecznie twórcy zrealizowali trzeci film o Nikodemie Dyzmie z powodu trzeciego argumentu w tym sporze. A ten argument jest zielony i papierkowy, albo przyjemnie brzęczy w kieszeni. Targetem nie byli tym razem starzy widzowie, których miała przyciągnąć nostalgia.
Celowano w mniej wybredną widownię, która tłumnie chodziła do kina na filmy gangsterskie i komedie. Jedną z najbardziej kochanych gwiazd tych filmów był Cezary Pazura, który po ambitnych rolach w filmach Wajdy, Kieślowskiego, Koterskiego i Pasikowskiego zaangażował się w kino rozrywkowe. Dość złowieszczym znakiem stała się zmiana tytułu. W 1956 – „Nikodem Dyzma”. W 2002 – „Kariera Nikosia Dyzmy”. Tym razem zmiany poszły jeszcze dalej – uznano, że nie ma sensu zanudzać publiczności kostiumem i akcję przeniesiono w czasy współczesne… co było dobrym zabiegiem. Wybór Cezarego Pazury również nie był taki zły, gdyż ten wybitny (mimo późniejszych problemów zawodowych) aktor poradził sobie bez trudu, choć nie udało mu się przebić w tej roli Wilhelmiego.
Niestety, trzecia odsłona przygód Nikodema Dyzmy okazała się chyba najmniej ciekawa. Jego jedynym celem było po prostu zebranie kasy i nic więcej. Reżyser Jacek Bromski uznał, że ma do czynienia ze zwykłym produktem filmowym, który trzeba opchnąć, więc film był nakręconą byle jak drobnostką, o której można było zapomnieć zaraz po obejrzeniu. Ale żeby zarobić na nim dużo, postawiono nie tylko na znane nazwiska, ale i na sporą dawkę golizny, którą nie mogły się poszczycić pozostałe adaptacje, a także podkład muzyczny w wykonaniu Elektrycznych Gitar, których członkowie wydali też album na podstawie filmu. Poza tym jest tu też szereg znanych nazwisk, jak Andrzej Grabowski w roli Romana Kilińskiego (czyli Kunickiego), czy ś. p. Anna Przybylska. Fabuła nie ma nic wspólnego z książką poza nielicznymi epizodami (np. nieśmiertelny incydent z sałatką). Sam Dyzma stał się… grabarzem. Poznajemy go, kiedy śpieszy się, by zdążyć na pogrzeb. Ale zaraz, zaraz…. skoro on ma pracę… to gdzie jest dramat? Przecież książkowy i serialowy Dyzma miał właśnie problem z tym, że nie mógł znaleźć źródła utrzymania! Gdyby prawdziwy Dyzma znalazł taką pracę, jak Dyzma Pazury, to czułby się zadowolony i nie wybierał się na żadne przyjęcie!
Mimo wszystkich tych wypaczeń, które poczyniono względem powieści, film nie był klęską i do dziś wielu ludzi lubi do niego wracać. Co ciekawe, parę razy przepowiedział przyszłość. Terkowski został zagrany przez Lwa Rywina, który również – i to niedługo po filmie – zaliczył spektakularny upadek swej kariery. Złośliwi wskazywali na fakt, że Dyzma z filmu Jacka Bromskiego miał rude włosy… jak późniejszy długoletni premier Polski, obecnie przewodniczący Unii Europejskiej. Przede wszystkim jednak nieufność prostego człowieka do świata polityki trwa do dziś, a w czasach demokracji wydaje się być czymś normalnym, choć smutne jest to, że zawodzą nas ludzie, których sami wybieramy. Czy w przyszłości zobaczymy jeszcze Dyzmę na szerokim ekranie? Na razie możemy obejrzeć internetowy serial Roberta Górskiego, w którym twórcy wyobrażają sobie kulisy rządu z następnej już epoki – IV RP.