MarianPaz napisał(a):
Tylko zauważ, że nawet mało który nowy polski film wychodzi na Blu-ray i czasem dobry wynik frekwencyjny nie daje gwarancji, że pojawi się na BD.
Ojejku, od czego tu zacząć...
Więc tak, produkcja filmów w Polsce, jak to się odbywa i na czym się zarabia.
Otóż w Polsce (jak i w innych kinematografiach światowych, z wyłączeniem USA, Indii, Turcji i chyba ostatnio Chin) zarabia się zasadniczo na produkcji filmu. Dystrybucja to taki miły dodatek i często deal z dystrybutorem jest już wliczony w budżet (realny, w sensie gotówkowy) filmu. Tak więc powiedzmy, że film został zbudżetowany na 5 mln. Składamy do PISFu wniosek o dofinansowanie 50% i powiedzmy, że mamy dobre nazwiska (scenariusz, reżyser, operator) to dostajemy 2.3 mln (często obcinają i nie dają pełnego 50%, just for the fuck of it, zasadniczo...). Mamy 300 tyś od dystrybutora, może ze 200 tyś od sponsorów, czyli jest 2.8 mln z potrzebnych 5. Fajnie, oczywiście jako producent jesteśmy goli i nie mamy praktycznie ani grosza (tyle, żeby biuro utrzymać), więc szukamy tzw. "ko-producentów". Zasadniczo polega to na tym, że biega się i żebrze po studiach, rentalach kamer i światła, dźwiękowcach, post-produkcji, etc. i robi się taki deal, że rental kamer powinien być za powiedzmy 200 tyś, ale rental zjeżdża do 140 i zostaje koproducentem na kolejne 140 tyś. W ten sposób usługa teoretycznie kosztuje 280 tyś, ale gotówki przepływa tylko 140 tyś i producent oszczędza 60 tyś. W post-produkcji, gdzie jest ogromna konkurencja można dostać za usługę powiedzmy 25 tyś w gotówce, ale wkład na papierze jest 80 tyś.
Takie wkłady ma też często producent, scenarzysta, operator, etc. Zwłaszcza producent może tutaj ładnie naściemniać w papierach. Tak więc film o budżecie 5 mln jest realizowany za powiedzmy 2.8 mln, z czego producent przynajmniej jakieś 200 tyś sobie zostawi, więc faktycznie za 2.6 mln
. Tak w skrócie (aha, za granicą zachodnia jest to bardziej ucywilizowane, producent zarabia na produkcji legalnie, ale za dobre wyniki w dystrybucji może dostać dodatkowe punkty przy aplikowaniu na kolejne dotacje, więc warto robić szeroką dystrybucję). Producent zarabia więc ma zasadniczo dystrybucję w poważaniu, bo w porównaniu z tym co można zarobić na produkcji to są groszowe sprawy. Prawa więc dostaje jakiś tam dystrybutor (zazwyczaj za pieniądze, ale też za darmo i rozlicza się z procentu), który zarabia na kinach, prawach do kanałów TV premium, prawach do kanałów TV otwartych, trochę na VOD ostatnio, ale rynek home video podupada, więc nikomu nie chce się inwestować czasu i pieniędzy w wydania DVD/Blu-ray. Zazwyczaj lepiej jako insert DVD sprzedać niż tłuc 10 tyś płyt, które potem zalegają.
Tu jest sendo sprawy. Rynek polskich filmów na Blu-ray jest ograniczony do krótkich serii po 1000-2000 płyt. Może w przypadku filmów nowych trochę więcej, ale przy naszym narodowym umiłowaniu do piractwa i omijania płacenia, to naprawdę mówimy o ograniczonej liczbie potencjalnych nabywców. I to muszą studia nasze i producenci zrozumieć, że aby przy 1000-2000 płyt można było zaoferować logiczną cenę, to te licencje muszą być tanie po prostu.