Ja ten film właśnie dopiero teraz obejrzałem (oczywiście uprzednio nagrany, bo nie jestem w stanie oglądać filmów przerywanych reklamami). Zgadzam się, że "Jack Strong" to solidna rzecz: z bardzo dobrą rolą Dorocińskiego, dobrym montażem, zdjęciami i scenografią (można uwierzyć, że film dzieje się kilkadziesiąt lat temu i nie czuć tu sztuczności, co w polskich produkcjach czasem szwankuje). Do naprawdę spełnionego dzieła trochę jednak brakuje. Dlaczego? Wspomniano tu wczesne filmy Pasikowskiego, czyli "Psy" i "Krolla". W obu mieliśmy znakomite kreacje aktorskie nie tylko na pierwszy, ale i na drugim planie: Linda, Pazura, E. Lubaszenko, Machulski, Kondrat, Gajos, O. Lubaszenko, Kozłowski, Frąckowiak, Szymków. I moim zdaniem to jest jeden z głównych czynników (obok znakomitej reżyserii, scenariuszy i dialogów), dla których wspomniane tytuły do dziś ogląda się znakomicie. W "Jacku Strongu" tego nie ma według mnie. Wyróżnia się Dorociński, ale reszta jest tylko tłem, tj. polska obsada wypada poprawnie, ale trudno znaleźć tam rolę naprawdę zapadającą w pamięć, z kolei obcokrajowcy wypadają sztampowo, zarówno rzeczowi Amerykanie, jak i demoniczni i antypatyczni Rosjanie; dialogi też są co najwyżej znośne.
I jeszcze taka uwaga na koniec: akcja filmu rozgrywa się na przestrzeni kilkunastu lat. Dlaczego w Polsce jest bezustannie śnieżna zima? Wiem, że to bardzo fotogeniczne, ale bez przesady...
Moja ocena: 6/10.