Jesli ktoś poszedł na ten film, bo spodziewal się obejrzeć biografię Kaliny Jędrusik, no to się rozczarował. "Bo we mnie jest seks" to jedynie króciutki wycinek tej biografii, wycinek z początku lat 60ych, kiedy to Jędrusik była gwiazdą Kabaretu Starszych Panów i przez chwilę ponoć była "podpadnięta" władzom Telewizji za swoje wyzywające kreacje i styl bycia...
Wycinek, mam wrazenie, trochę pretekstowy, bo rezyserka filmu jest po prostu zafascynowana postacią Kaliny Jędrusik i pragnęła ją pokazac jako cos w rodzaju protoplastki dzisiejszych feministek - jako kobietę wyzwoloną, wiedzącą czego chce, żyjącą po swojemu i wg swoich zasad., chocby byly mocno niekonwencjonalne.....
Czy to się udalo? Pytanie bardziej do kobiet, natomiast niewątpliwie tego filmu by nie było bez znakomitej kreacji Marii Dębskiej. Weszła w postać Jędrusik z głową i butami; mówi głosem Jędrusik, ma ruchy Jędrusik, pali papierosy jak Jędrusik. Jest Jędrusik. Złote Lwy z Gdyni to byla formalność; nie wiem, kto rywalizował z Dębską, ale po innym werdykcie powinna zażądać wyników badania moczu koleżanek....powiem jeszcze tak - nie mam zielonego pojecia, czy piosenki spiewa Dębska, czy są to nagrania oryginalne. Nie slucham piosenek KJ na tyle często, by byc w stanie to odróżnić.
Taka kreacja niejako z automatu spycha w cień pozostałych aktorów, poniekad chyba taki byl zamiar scenarzysty. Ale pewien wyjątek jest - bardzo podobał mi się Leszek Lichota jako Dygat. Zagrał z takim fajnym wewnętrznym ciepłem, pewnym dystansem...myślę, ze obydwoje z Marią Dębską bardzo ładnie oddali na ekranie charakter tego oryginalnego i nietypowego związku.
Reżyserka, chyba dla podkreslenia nieprzystosowania KJ do swoich czasow, trochę odrealnia film i swiat, ktory pokazuje. Rekwizyty, sposob filmowania, kolorystyka - sprawiaja czasem wrazenie, ze znajdujemy sie w jakims domku dla lalek albo...w Kabarecie Starszych Panow, ktorego dekoracje tez widzimy na ekranie. W ogole mam z tym pewien problem. Lata 60te nieodmiennie kojarzą mi się z czarnobiałą taśmą i cudami, ktorych za pomocà swiatla i cienia dokonywali z nią polscy reżyserzy....i kiedy ogladam je w kolorze, czy na tym filmie, czy w serialu o Osieckiej, mam dziwne poczucie dysonansu. Ale moze to tylko moja boomerskość...
Wlasnie, serial o Osieckiej....ten film trochę cierpi na jego wadę, tzn powierzchownosc pokazania postaci tzw tła. Są w nim postaci autentyczne, są (chyba) fikcyjne i jest trzecia kategoria, tzn takie, ktore nosza inne imiona niz ich historyczne odpowiedniki. Tu łapie się np Wojciech Gąssowski, w filmie niby nazywany Luckiem, ale zarazem widzowi podsuwa się tropy naprowadzające, jak nucenie piosenki "Tak mi źle, tak mi źle..."
są Konwicki, Kutz, chyba Krafftówna, jest Xymena Zaniewska.... Ale poza tą ostatnią postacią w gruncie rzeczy wiele rzeczy do zagrania aktorzy nie mają.
Wspomniałem o piosenkach - jest ich sporo, są te znane, są wmontowane w film w konwencji prawie musicalowej, co całkiem nieźle wypada i dobrze komponuje z całością. Mamy też inną muzykę, która przypomina nieco stylem muzykę komponowaną do niektórych filmów z tamtego okresu... I chyba celowo, bo mamy w filmie bardzo ładny i niemal dosłowny cytat z "Salta".
Dam 7/10, bo film mi się podobał, aczkolwiek ma swoje wady (do Bartłomieja Kotschedoffa to ja się już chyba nie przekonam nigdy...). Niemniej rola Dębskiej to jest majstersztyk, dla którego ten film zobaczyc się powinno.