Propozycja z trochę zapomnianego gatunku "polski film amerykański", czyli film, który dzieje się we Wrocławiu i okolicach, ale równie dobrze mógłby się dziać w Indonezji i fabuła by nie ucierpiała. Pomysł wyjsciowy na scenariusz wymyślono całkiem niezły, poruszający problematykę bioterroryzmu nowoczesnych technologii walki i wojny; przyprawiono paroma schematami fabularnymi (twardy gliniarz, twardowrazliwa partnerka, westerniwaty sojusznik z zewnątrz, zgorzknialy i cyniczny ale uczciwy szef gliniarz)... I nawet o dziwo całkiem nieźle i przyjemnie to zagrało. Z kilku powodów. Powod pierwszy - niezle dialogi, wcale nie taki częsty gość w polskim kinie, a sensacyjnym zwłaszcza. Wymiany zdań pomiędzy gliną i partnerka czy gliną i szefem należą do atutów filmu. Udana jest też scena przesłuchania, a potem pojawia się w filmie Paweł Królikowski, który podkreca film na jeszcze wyższy poziom. Paweł Królikowski to drugi powód, trzeci to scena finałowego pojedynku, która jest naprawdę fajnie sfilmowana, z ostrym montażem, z dobrym podkładem muzycznym. Po czwarte - rola mrukliwego twardziela spowodowała, że wybitnych umiejętności aktorskich nie musiał szukać w swoim talencie Piotr Stramowski - i wypadł bardzo dobrze. Podobnie jak Maria Kania, która dostała chyba najciekawsza rolę w swoim dotychczasowym dorobku i wywiązała się bez zarzutu.
Wady filmu? Miejscami niedopracowany scenariusz, urywane i niedokończone niektóre wątki (ten podsłuch...), kiepsko dobrany aktor do roli głównego Złego; dwie ostre sceny erotyczne potrzebne de facto temu filmowi jak świni siodło. Ale mimo to dam ocenę 7/10, bawiłem się na filmie całkiem nieźle, trzymał w napięciu, miał kiljka dobrze zrealizowanych scen a Paweł Królikowski przydał mu trochę soli i pieprzu.
Aczkolwiek sala kinowa bardzo pustawa.
_________________ Film to życie, z którego wymazano plamy nudy - Alfred Hitchcock.
|