Na ten ośmioodcinkowy Teatr Telewizji zwróciłem uwagę 20 lat temu, a nawet 21. Zaraz, gdy zacząłem zajmować się Mariuszem Gorczyńskim, bo ten tytuł występował w spisie jego ról zarówno na filmpolski.pl, jak i na e-teatr.pl. Przez te przeszło 20 lat nie pozwalałem sobie na wyciąganie go z archiwów TVP, bo ciągle uznawałem, że nie stać mnie na wydanie czterocyfrowej kwoty (dokładnie wyszło to trochę ponad 1200 złotych) na "Jałtę...". Ale w końcu uznałem, że wydanie trzech już książek, szmirzenie w epizodach w telenowelach i komediach romantycznych i ogólnie zasuwanie na całego uprawniają mnie już, żebym bez wyrzutów sumienia wobec samego siebie sięgnął po ten tytuł, bo mam dość kasy.
No i cóż - pozytywne zaskoczenie! Zaskoczenie faktem, że spektakl nie jest nudny. Wyciągnąłem wcześniej odcinek "Przed burzą" z Gorczyńskim. Prawie usnąłem... Serial "Tajemnica Enigmy" jest wg mnie pokazem tego, jak można zanudzić i zarżnąć temat niemalże "bondowski". A tymczasem "Jałta 1945" składająca się z "gadających głów", bo nic innego tam nie ma jest naprawdę wciągająca. Zasługa aktorów, moim zdaniem. Grają doskonale, nawet parominutowa sekwencja dyskutowania nad brzmieniem jednego zdania nie jest nudna. Obejrzałem to ze szczerą przyjemnością.
Z punktu widzenia zafałszowań historycznych, które wykluczają ów spektakl z możliwości normalnej emisji we współczesnej telewizji - nie do przyjęcia są dwie postacie. Pierwsza to narrator grany przez Stanisława Mikulskiego. No niestety, ale ów narrator co i raz wygłasza różne opinie o tym, kto zawinił temu, że rządy: londyński i lubelski się nie zjednoczyły i nie są to opinie prawdziwe. Druga to Józef Stalin, który występuje tu jako obrońca Polaków, co chwila podkreślający, jakim Polacy są dumnym narodem, który zasługuje na więcej, a nawet bije się w piersi, że wielu Polaków nie lubi Rosjan za to, co Rosjanie robili Polakom w przeszłości. I oczywiście te dywagacje Stalina dotyczą wyłącznie caratu. O roku 1920 czy pakcie Ribbentrop-Mołotow nie usłyszymy (zwłaszcza, że Mołotow siedzi nieustannie przy Stalinie), nie mówiąc już o takich drobiazgach, jak Katyń. W dodatku doskonałe aktorstwo Emila Karewicza uwiarygadnia ten nieprawdziwy wizerunek Stalina-polonofila. Jakiekolwiek aluzje do prawdziwej twarzy Stalina są tylko trzy, bardzo łagodne - raz sam Stalin mówi, że niektórzy uważają go za dyktatora i dwa razy coś tam przygaduje mu Churchill, mówiąc, że Stalin nie musi się martwić o żadne koalicje, bo ma w swoim kraju tylko jedną partię, a potem zauważając, że bardzo długo źle myślał o Stalinie, ale wspólny wróg - Hitler - siłą rzeczy wpłynął na zmianę poglądów.
I taka ciekawostka - aktorzy grający przywódców umierali w zupełnie innej kolejności, niż grani przez nich politycy. Jako pierwszy, jeszcze w 1945 roku, dwa miesiące po zakończeniu rozmów w Jałcie, zmarł Franklin Delano Roosevelt. W 1953 roku umarł Stalin, a w 1965 - najstarszy z nich Churchill. Aktorzy zupełnie inaczej - w styczniu 1986, zaraz po zagraniu w "Jałcie 1945" zmarł grający Churchilla Ryszard Dembiński, w 2001 roku, jako drugi, zmarł Krzysztof Chamiec - Roosevelt, a najdłużej pociągnął Emil Karewicz czyli Stalin - zmarł w roku 2020.
_________________
...i zdanżam na czas proszę pana!
www.mariuszgorczynski.pl