Przez pierwsze pół godziny było to koszmarne. Miałem wrażenie, że oglądam jakieś jasełka, bajkę dla dzieci czy nieudolne naśladownictwo "Igraszek z diabłem". Potem zrobiło się nieco lepiej, choć spektakl Adamczyka i tak jest bardzo ale to bardzo przeciętny. Najciekawiej robiło się, gdy na ekranie pojawiali się starsi aktorzy, czyli wspomniani przeze mnie wcześniej Gosztyła czy Brejdygant. Mógłbym wyróżnić jeszcze Lidię Sadową w roli Goplany. Natomiast Katarzyna Ucherska (Balladyna) czy Adrian Zaremba (Kirkor) to role tak blade i nijakie, że aż przykro patrzeć. Balladyna to kobieta piękna, silna, władcza, taka nasza słowiańska Lady Mackbeth. Ucherska ani nie wyróżnia się szczególną urodą (choć to oczywiście kwestia do dyskusji), ani jej aktorstwo nie przekonuje. A skoro tytułowa postać dramatu zagrana została tak bezbarwnie, to i całe przedstawienie na tym cierpi. Adamczyk chciał chyba zrobić z tekstu Słowackiego taką naszą rodzimą "Grę o tron", ale efekt wyszedł nieprzekonujący i bezpłciowy.
_________________ My żyjemy!
|