Ta współczesna baśń jak określił ''Siedem życzeń'' współscenarzysta Maciej Zembaty jest chyba jedną z ciekawszych propozycji kina familijnego na naszym filmowym podwórku. Kto by nie chciał mieć w domu zwierzaka co spełni jego życzenia, czy schodząc bardziej na ziemię, pomieszkać w tym dwupoziomowym mieszkaniu. Ba, nawet pokój Darka to było coś. Ja na przykład w tamtym okresie życia nie dysponowałem własnym P1. Zauważmy, że ten trochę wyższy status materialny rodziny Tarkowskich nie drażnił, nie kłuł jakoś specjalnie w oczy. Na pewno spory wpływ na to miała sympatia jaką wzbudzali rodzice Darka. Fajni. Po prostu. Niejednokrotnie spotkałem się z tym określeniem w stosunku do ekranowych wcieleń Izabelli Olejnik i Witolda Dębickiego. Biła od nich, w ogóle z całego filmu jakaś pozytywna aura. Aura normalności ? Może. Ten serial mimo, że zawierający elementy fantastyczne, jest taki zwyczajnie normalny. Zgrabnie, nienachalnie to wszystko wymyślone i napisane. Naturalnie wypadły, czy to sceny domowe czy też czas spędzony w szkole przez Dariusza, jak się zwracał się do głównego, ten nie mniej istotny bohater. Kot filozof, a może lepiej mędrzec jak z w jednej z maksym, które wykłada Darkowi. Co środowe Hathor-Hathor-Hathor to oddzielna oddzielność. Bezcenny skarb naszej kinematografii. Żywe świadectwo możliwości technicznych z tamtej rzeczywistości. Nie bez powodu Darek pyta Rademenesa - ''Oglądałeś kiedyś polską telewizję ?'' : ) W ogóle sporo dobrego humoru w serialu, czy to ubrany w bluzę Polonii Warszawa dozorca Rosolak słuchający rad bardziej obrotnego kolegi po fachu, czy moja ulubiona scena, gdy inżynierowi Tarkowskiemu jakaś siła każe wyjść z własnego salonu. Szczególnie zabawne, gdy chwilę potem w kuchni relacjonuje to żonie i podejmuje próbę przełamania tej tajemnej siły. Nieudaną, w efekcie czego przechodzi parosekundowe załamanie nerwowe : ) Brak dystansu, bliskość jaką odczuwam przy oglądaniu serialu Janusza Dymka, wynika też zapewne z faktu, że sam będąc nie tak dużo młodszym od Darka, dobrze znałem obszar po którym się poruszał. Podobne rozterki, znajome widoki, te same słodkie wycieczki. Ba, nawet inicjacja ze słynną komedią Juliusza Machulskiego jakby pokrewna. Też wejście już w trakcie seansu i choć nie to kino, to też na tę samą skręcającą literkę. To z jego seansu, teraz już pod inną nazwą cały czas prężnie stoi i działa. Mojego już nie ma. Jest tam za to martwa od zarania galeria handlowa z dużym spożywczym marketem. Znak czasu, tak jak notoryczny, bez względu na okoliczności palący się papieros w ustach ojca głównego bohatera. Daniela Kozakiewicza miałem nawet okazję kiedyś spotkać w jednym z warszawskich klubów i trochę sobie porozmawialiśmy, aczkolwiek o samym serialu stosunkowo mało. Szkoda. Małym usprawiedliwieniem może być nie najlepszy moment na tego typu rozmowy, choćby głośna muzyka, którą zapewne Rademenes skwitował by tak jak tę zespołu ''Banda i Wanda'' - ''Moim zdaniem, jest to trochę zbyt hałaśliwe'' No, ale crème de la crème serialu to same życzenia. Na pewno większość z nas kombinowała o tym czego by sobie zażyczyła, gdyby miała takową sposobność jak chłopiec z czarnym kotem. Czy byłby to sprzęt grający jakiegoś ulubionego zespołu ? Hmm, zapewne jeszcze bardziej trywialne. Przynajmniej u mnie, dlatego może dobrze, że dziś już nie bardzo pamiętam. Niemniej przesłanie, ta ostatnia, no może przedostatnia serialowa mądrość Rademenesa/Senemedara kierowana nie tylko do Dariusza, ale też chyba do nas wszystkich brzmi tak - ''Trzeba wierzyć do końca, nie tracić nadziei. Nasze marzenia spełniają się, jeżeli naprawdę chcemy. Jeżeli nie wątpimy, że tak się stanie. Nie wolno wątpić'' Więc nie wątpmy. Marzmy : )
_________________ ...nie profesor, tylko satyr..
|