Nie sądzę, bym przekonał nieprzekonanych, ale ja nadal znajduję w "Świecie według Kiepskich" coś dla siebie. Prawda, nakręcono tych odcinków blisko pięć setek, zatem oczywistym jest, że nie wszystkie trzymają poziom. Często jest tak, że podoba mi się nie cały odcinek, lecz jedna jedyna w nim scena; ale za to ta jedna scena sprawia, iż nie szkoda mi poświęcić dwudziestu minut mojego żywota na odcinek.
Nie zgadzam się też z apologetami dawnych czasów, dla których serial skończył się wraz ze śmiercią uwielbianej postaci babki. Jakoś za dobrze pamiętam, że subtelny humor często polegał wtedy na celowaniu przez Waldusia z kuszy i strzałek z przyssawkami – w czoło tejże babki. Podobają mi się natomiast postaci epizodyczne dopisane do serialu w niedawnych latach: - postać Badury jest małym arcydziełkiem, - prezes Kozłowski też jest całkiem dobry, zwłaszcza w swym popisowym odcinku "Ja to załatwię" (2015), w którym on rzeczywiście załatwia wszystko: a to pracę dobrze płatną w Dolcze Banku, a to świadczenie, a to odrolnienie działki, a to znów coś dla kościoła (dzwon i podjazd asfaltowaNNy). Pewnego razu Paździochowa chce prezesa urobić i zagaduje: "Jak pan zobaczy, to pan normalnie trupem padnie". I prezes pada trupem. Co nie znaczy że nigdy nie zmartwychwstanie… - nawet arcyobłudna Joasia z dziwnie wysokimi włosami mi nie przeszkadza.
Odcinki i sceny. - "Wal magistra" (1999). To po tym właśnie, obejrzanym z opóźnieniem, odcinku, zaczyna się mój prywatny romans z sitcomem. Uroczo surrealistyczne wydały mi się te kolejki różnych "profesorków a nawet magistrów" ustawiających się przez proletariuszem/mięśniakiem Walusiem Kiepskim w celu oberwania po ryju a nawet w celu wyjścia z potłuczonymi okularami.
- "Ferdynand K" (2007) to całkiem udane przetłumaczenie motywu kafkowskiego na język prostych oglądaczy telewizji.
- "Lądek-Zdrój" (2007) nawet śmiesznie nabija się z twórczości kompozytorskiej niejakiego Rubika Piotra.
- Podobał mi się bardzo "Krótki dzień pracy" (2008), w którym – o dziwo – Ferdynand zgadza się pójść do roboty i ciągnąć kabel (sic!) dla firmy – nomen omen - Kablociąg SA.
- Ładnie surrealistyczny jest "Syn Nilu" (2009), w którym Ferdek wywodzi swoje przekleństwo braku zatrudnienia aż z czasów staroegipskich, zaś widzowie cieszą się, że nad Wisłą nigdy naprawdę nie powstał remake "Faraona" w konwencji musicalowej.
- "Dwa tysiące dwanaście" (2010) stanowi udany żarcik o prorokowaniu końca świata oraz o kwitnącej Zielonej Wyspie.
- "Gorzelak, Kobielak i Majster Kurdzielak" (2013): elewacja budynku jest remontowana a budowlańcy podglądają Kiepskich i ich sąsiadów, nie zostawiając im nic z prywatności.
- W "Dymach na wodzie" starzy Ferdek z Marianem odczuwają sentyment za hippisowską młodością aż do czasu, gdy Ferdek spotyka się w realu ze swą dawną sympatią, obecnie zgorzkniałą i schorowaną emerytką.
- "Wiem co jem" (2014). Wszyscy ulegają obsesji zdrowego, wiejskiego jedzenia i chętnie kupują żarcie od Boczka, nie dając wiary, że on owo papu sam bierze wprost z supermarketu a jedynie celowo je brudzi przed odsprzedażą Halince. W finale cała rodzinka siedzi za stołem z oczywistymi symptomami zatrucia pokarmowego na twarzach, jedynie Ferdynand zalewa swój gorący kubek wodą, odczytując z opakowania: "Proszę bardzo, skład: guma celulozowa, emulgatory E-621, E-551, barwnik naturalny E-1500, naturalny kazenian, syrop glukozowy uwodorniony, kazenian kwasowości." Po czym, z poczuciem triumfu, oznajmia: "Ja, w przeciwieństwie do państwa, przynajmniej wiem co jem. Smacznego!"
- "Poltergeist" (2014) to nawet w ogóle nie komedia, lecz… pastisz horroru à la lśnienie.
- W uroczym odcinku "Klituś Bajduś" (2015), zaczyna się od popilnowania dziecka w parku i opowiadania mu nieortodoksyjnych i nie całkiem cenzuralnych językowo wersji znanych bajek, a kończy na tym, że młode matki z sąsiedztwa wręcz zmuszają Ferdynanda do otwarcia przedszkola społecznego.
- W "Gdzie jest Karolak?" (2015), który jest odcinkiem nierewelacyjnym, znajdziecie jedną scenę do tego stopnia dowcipnie – moim zdaniem - parodiującą Doktora House’a, że aż pozwalam sobie załączyć jej script: LEKARZ [oglądając zdjęcie rentgenowskie]: Według mnie to jest wełniak Hauptmanna. Trzeba będzie jeszcze zrobić stetoskopię lewego wsierdzia i prawego osierdzia. LEKARKA: Myślisz? LEKARZ: Taaa. Zrobimy też apropagię czaszki. No, chyba, że wystąpią wyraźne symptomy zespołu Eichelbergera. LEKARKA: Ja bym jeszcze, tak na wszelki wypadek, zrobiła kontrast pęcherzyka rdzeniowego osierdzia… Wyłącznie żeby zminimalizować ryzyko rozwoju ewentualnego zespołu Tottenkopffa-Blumentfelda. DR ZĘBALA [dotąd siedzący pod ścianą, wstaje i podchodzi lekko kuśtykając o lasce]: Kto ci dał dyplom, laleczko? LEKARKA: Robiłam specjalizację u doktora Cząstkiewicza. DR ZĘBALA: Cząstkiewicz to kretyn! LEKARZ: Doktorze Zębala, może pan… pan sobie daruje te, te złośliwości. Tu chodzi o życie pacjentki. DR ZĘBALA: To dlaczego chcecie ją uśmiercić? [wyrywa Lekarzowi z rąk zdjęcie rentgenowskie, które Lekarz dotąd oglądał do góry nogami i odwraca je] LEKARKA: Jak to? DR ZĘBALA: Tak to! Uważam, że tutaj wełniak Hauptmanna nie ma miejsca i stetoskopia wsierdzia i podsierdzia nic nam nie pokaże. LEKARZ: Dlaczego pan tak uważa? DR ZĘBALA: Dlatego tak uważam, ponieważ uważam, że mamy do czynienia z pierwszymi symptomami pierwszej fazy prążkowicy Pullmana. A tutaj zespół Tottenkopffa-Blumenfelda – nie może mieć miejsca. LEKARKA: Ale na jakiej podstawie wyciąga pan takie wnioski? DR ZĘBALA: He, he! Proszę zobaczyć tutaj: tu wyraźnie się zarysowuje puchlina podsierdzia. Tylko że zdjęcie jest prześwietlone i zbyt jasny kontrast wprowadził was w błąd. Reasumując: baba jest po prostu w ciąży. [oddala się o lasce] LEKARKA [do Lekarza]: Miał pan rację, on jest niesamowity.
- "Dom zły" (2016). Jedna scenka: Paździoch z Paździochową leżą w łóżku. Paździoch prosi o Żygosan. Na co żona diagnozuje, że Żygosan nie pomoże i lepiej aby mąż zatkał sobie nos palcami. Kiedy on zatyka i zaczyna się dusić, ona znów peroruje, że sam sobie jest winny, bo wciąż oddycha. Po czym pomaga w ten sposób, że przykrywa mu twarz poduszką i odlicza zdrowaśki: "Zdrowaś Mario, Zdrowaś Mario, Zdrowaś Mario, Zdrowaś Mario, Zdrowaś Mario, Zdrowaś Mario…".
- W "Robaku" Ferdynand bawi się czerwonym światełkiem lasera, na co nie nabiera się absolutnie nikt z wyjątkiem głupiego Boczka, który z miejsca daje wiarę, że to groźny robak. Ale sprawa ewoluuje w ten sposób, iż pod koniec odcinka wszyscy, łącznie z tymi, którzy najgłośniej wyzywali Kiepskiego od idiotów, przezornie chodzą spać ubierając się w kaski i hełmy, gogle i maski p-gaz oraz w grube kożuchy - w obawie przed groźną zarazą. Nie pomagają tłumaczenia Ferdasa, że to przecież on sam bajkę o zarazie wykreował. Zaś fakt, iż w telewizji ani słowa o zagrożeniu – tylko uwiarygodnia legendę o grasowaniu śmiercionośnych robali.
PS Albo taki dialog Kiepskiej z Kiepskim o podróżowaniu po szerokim świecie: "Jak to do Mongolii, no? Czyś ty do reszty zdurniał? Jak ty w ogóle chcesz tam dojechać?" ~ "Halinka, normalnie: przez Związek Radziecki, Tadżykistan i jego stolicę Duszanbe, prosto ulicą Putowskiego na Chiny i Mongolię."
|